Ćwierćfinały zaczęły się od hitu, na parkiecie w Lille mierzyli się potentaci. Dwie koszykarskie potęgi, ale głodne sukcesu: Hiszpanie zdobyli złoto ME w 2009, obronili tytuł dwa lata później, w Londynie w finale igrzysk walczyli z Amerykanami. Ale teraz ciągle słyszą, że to już nie ta drużyna, że ich czas się skończył. A co mają powiedzieć Grecy: mistrzami Europy i wicemistrzami świata owszem byli, ale 10 lat temu. We Francji chcieli wrócić do dawnej świetności.

Hiszpanie zaczęli od dwóch trójek, prowadzili 6:0, ale później z celnością było coraz gorzej. Grecy rozkręcali się powoli (prowadził ich niezawodny od lat Vassilis Spanoulis), Hiszpanie grali zrywami (znowu trójki – Rodrigeza i Mirotića), wynik oscylował wokół remisu. Najlepsi na parkiecie byli podkoszowi Hiszpanii Nikola Mirotić i Pau Gasol (ostatecznie skończyli mecz z dorobkiem – odpowiednio – 18 i 27 punktów). Dzięki tej dwójce pod koniec drugiej kwarty przewaga Hiszpanów wzrosła do 9 punktów, trener Greków Fotis Katzikaris prosił o czas. Grecy schodzili na przerwie z siedmiopunktową stratą, a mecz rozczarowywał. Z dużej chmury mały deszcz, a przecież na parkiecie było mnóstwo koszykarskich znakomitości, reprezentantów najlepszych klubów świata z NBA i Europy. Od zawodników Chicago Bulls (Gasol i Mirotić), Milwaukee Bucks (Antetokounmpo), Sacramento Kings (Koufos), Denver Nuggets (Papanikolaou), Realu Madrytu (Llull, Rodriguez, Fernandez, Reyes) Olimpiakosu Pireus (Spanoulis) – można było oczekiwać lepszego widowiska.

Druga połowa na szczęście była dużo lepsza. Zaczął Spanoulis za trzy, natychmiast odpowiedział tym samym Ribas. Efektowny blok Kufosa na Gasolu nakręcił Greków. W ataku szalał Antetokounmpo (jego rodzice przyjechali do Grecji z Nigerii), po rzucie za trzy Kalatesa był już remis. Wkrótce Gasol dostał kolejną bardzo efektowną czapę – tym razem od Antetokounmpo (to idzie młodość – blokujący ma 20 lat, blokowany 35). Grecy wyszli na prowadzenie, zdawało się, że złapali wiatr w żagle.

Ale czwartą kwartę zaczęli jak Polacy, czyli przestali grać. Hiszpanie zdobyli siedem punktów z rzędu, nie stracili żadnego i wrócili do swojej gry. Antetokounmpo nie był w stanie sam odwrócić losów meczu, choć bardzo się starał, rzucił 12 punktów, miał aż 17 zbiórek, ale też dwukrotnie w ważnych momentach popełniał błąd kroków, widać, że bardzo chce, ale jeszcze nie wszystko umie. Grecy walczyli do końca, dwa razy sprowokowali rywali do prostych strat przy wyprowadzaniu piłki, Kalates (najwięcej punktów dla Grecji – 14) trafił za trzy, na 4 sekundy przed końcem Grecy tracili zaledwie punkt. Rzucali rozpaczliwie już z równo z końcową syreną z połowy boiska – to się czasami udaje, ale nie tym razem. Grecy nie zasłużyli na zwycięstwo, tylko w trzeciej kwarcie grali tak, jak potrafią. A Hiszpanie na przekór wszystkiemu (kontuzje) i wszystkim (krytykom) grają swoje.

W Lille brakło też nieco atmosfery wielkiego meczu. Na trybunach było sporo wolnych miejsc: francuskich kibiców bardziej interesuje wieczorny mecz Francji z Łotwą (początek o 21.00).