Rzeczpospolita: Wciąż nie milkną echa po akcji ratunkowej na Nanga Parbat podjętej przez polskich himalaistów. O ich wyczynie mówią media na całym świecie. Jak wyglądały początki polskiego himalaizmu?
Prof. Andrzej Paczkowski: Jego geneza sięga dwudziestolecia międzywojennego. W 1931 r. w „Taterniku" ukazał się artykuł Jerzego Golcza „Liliowe zamiast Everestu", w którym autor pytał: „Jak długo możemy chodzić po Tatrach? Trzeba iść dalej". Po kilku latach rozpoczęły się ekspedycje. Najpierw jeżdżono w Andy. W 1939 r. odbyła się pierwsza polska wyprawa, zakończona sukcesem, na siedmiotysięcznik Nanda Devi East.
Później nastała 20-letnia przerwa spowodowana wojną i stalinizmem.
Polską ekspansję wznowiono w 1960 r. udaną wyprawą w afgańską część Hindukuszu – na Noszak. Jej kierownikiem był przedwojenny alpinista Bolesław Chwaściński. Górę tę wybrano ze względu na łatwy dojazd. Jechało się pociągiem przez Związek Sowiecki aż do granicy z Afganistanem. Stamtąd w góry było już tylko 150 km. Przekładało się to na stosunkowo niewielki koszt wyprawy. Dlatego przez ok. dziesięć lat jeżdżono właśnie tam. Ale w 1967 r., również w „Taterniku", Jerzy Warteresiewicz opublikował artykuł „Himalaje z nami czy bez nas?". Pisał w nim, że dosyć już Hindukuszu – trzeba iść dalej.
I wtedy zaczęły się polskie wyprawy w Himalaje?