Przyjaciel uratowanej Elisabeth Revol w ostrej wypowiedzi opisuje to, co się wydarzyło podczas niedawnej operacji w Himalajach. Twierdzi, że wciąż powstrzymuje się od tego, by powiedzieć całą prawdę. Jego zdaniem Tomasza Mackiewicza, który wraz z Francuzką zdobył szczyt, a potem nie miał siły zejść, można było ocalić.
- Normalnie życie ludzkie jest na pierwszym miejscu… Trzy dni i trzy noce bez snu. Nie mam zamiaru wywołać wojny nuklearnej z Pakistanem. Można było uratować Tomka. Wypowiedzianych zostało mnóstwo kłamstw, kłamano, że helikopter może wzlecieć wyżej, a cena cały czas szła w górę, z 15 tysięcy dolarów do 40 tysięcy euro. Bez pomocy ambasady Polski, która sięgnęła do własnych środków i prosiła o ludzi do pomocy, oni by nie przybyli. Słyszeliśmy o autoryzacji, helikoptery odlatywały za późno albo wylatywały, a potem wracały. Nie chcę o tym mówić… Najpierw się ratuje, a potem… - opowiadał wzburzony Giambiasi.
Revol, która w środę wieczorem pojawiła się na konferencji prasowej w Chamonix na spotkaniu z dziennikarzami była bardziej wstrzemięźliwa w wypowiedzi, choć również jest pełna żalu, że nie udało się uratować Mackiewicza.
- Jestem wciąż poruszona i wściekła, on zasłużył na to, żeby żyć, żeby cieszyć się z pokonania trasy, którą próbował siedem razy. Mógłby rozmawiać o tym ze swoimi dziećmi. Tak bardzo lubił bawić się z nimi… - mówiła przerywając swą wypowiedź często z powodu wzruszenia. - Opuściłam Tomka w dziwny sposób. Helikopter mógł przylecieć i ja mogłam zejść. Tomek zgodził się – powiedziała opisując potem własną gehennę. Podkreśliła, że jej polski przyjaciel był w bardzo ciężkim stanie.
Na środowym spotkaniu Revol i Giambiasiego z dziennikarzami zjawiło się kilkanaście osób. Największy francuski sportowy dziennik „L’Equipe” zamieścił w czwartkowym wydaniu całostronicowy tekst szeroko informując o konferencji.