Sport pociągał go od dzieciństwa. Podobnie jak koledzy z uwielbieniem grał w piłkę nożną. Do dzisiaj jest wielkim fanem hiszpańskiego klubu Real Madryt. Właśnie w Madrycie przyszedł na świat, a tam przecież niemal każdy jest fanem futbolu. Próbował też swoich sił w grze w tenisa i w hokeju na lodzie. Ale na dobre skradło mu serce łyżwiarstwo figurowe, czego nie potrafi logicznie wytłumaczyć. Pewne jest, iż zapatrzył się na starszą siostrę Laurę. Dziewczyna trenowała wyczynowo i występowała jako solistka, jak i w tańcach na lodzie. Dla chłopca jazda na łyżwach stanowiła coś odmiennego i zabawnego, dlatego sam postanowił spróbować. Szybko złapał łyżwiarskiego bakcyla. Kiedy tylko zakładał na nogi łyżwiarskie buty, zaczynał jeździć i zwyczajnie nie mógł przestać. Ostatecznie zdecydował się na łyżwiarstwo w wieku ośmiu lat, porzucając inne dyscypliny. Kiedy jego siostra przeniosła się na treningi do klubu Jaca, u podnóży Pirenejów Aragońskich i granicy z Francją, bez wahania podążył razem z nią. Szkolił się tam przez dwa lata, jednak nie czynił znaczących postępów.
Jak wspomina jego pierwsza trenerka z klubu Carolina Sanz (dla gazety „El Pais”) wyróżniał się talentem, lecz brakowało mu samodyscypliny. Dość wysoki jak na łyżwiarza figurowego a zwłaszcza solistę Fernandez od początku wyróżniał się bardzo szybko rotacją, która pozwalała na wykonywanie najtrudniejszych skoków. Swój pierwszy potrójny skok wylądował mając 12 lat. Lecz później nie robił spektakularnych postępów. Właśnie brak znaczących sukcesów skłonił Fernandeza do powrotu na lodowisko w rodzimym Madrycie. Przełom 2006- 2007 był jego debiutem przed międzynarodową publicznością. Rywalizował wówczas zarówno na mistrzostwach Europy jak i świata, jednak w obu imprezach odpadł, nie kwalifikując się nawet do programu dowolnego. Na mistrzostwach Starego Kontynentu w Warszawie był dopiero 28. Rozgoryczenie było na tyle duże, iż na poważnie rozważał porzucenie figurówek dla gry w hokeja.
Wówczas niespodziewanie na horyzoncie pojawiła się jednak inna perspektywa. Utalentowanego Hiszpana na letnim zgrupowaniu w Ankarze, wypatrzył znany rosyjski trener łyżwiarstwa figurowego Stanisław Morozow. Ale Morozow na co dzień szkolił swoich wychowanków w amerykańskim New Jersey, co dla Fernandeza oznaczało kosztowną przeprowadzkę. Chłopak miał zaledwie 17 lat, zaś ilość godzin jaką spędzał na lodowej tafli nie pozwalała mu na podjęcie jakiejkolwiek pracy. Z pomocą młodzianowi przyszli jednak rodzice. Pracując na kilku etatach zarabiali na utrzymanie i treningi syna. Wkrótce jednak Morozow znalazł nowego pupila. Francuz Florent Amodio (który w przyszłości również zostanie mistrzem) skutecznie odciągnął uwagę trenera od Hiszpana.
Prawdziwym przełomem w łyżwiarskiej karierze Fernandeza była jednak przeprowadzka do Toronto. Tam rozpoczął treningi z Brianem Orserem, niegdyś wicemistrzem olimpijskim na igrzyskach w Calgary w 1988 roku. „Brian jest nie tylko moim trenerem, ale i przyjacielem”- mówił w jednym z wywiadów Fernandez - „Jest genialny pod względem treningów technicznych. Ale potrafi też doskonale wyczuwać nastroje. Jeśli przychodzę na taflę ze złym nastawieniem lub mam po prostu słabszy dzień od razu to zauważa. Ustawia wtedy trening dokładnie pod to, co w danej chwili da się zrobić”. Wówczas Toronto Cricket Club dopiero nabierał znaczenia, złoty medal zdobyty przez Yu Na Kim na igrzyskach w Vancouver bardzo tej mocy dodawał. Obecnie to chyba najsłynniejszy klub łyżwiarstwa figurowego na świecie. Tam właśnie rozpoczęła się droga do historycznych sukcesów Javiera Fernandeza. Na igrzyskach w Vancouver był pierwszym od ponad 50 lat reprezentantem Hiszpanii w tej dyscyplinie. Wcześniej olimpijczykiem był w 1956 roku Dario Villalba.
Chociaż Fernandez zajął dopiero 14 miejsce w swoim olimpijskim debiucie, sama atmosfera tego sportowego święta zmieniła jego podejście do treningów. Wioska olimpijska to przecież takie miejsce, gdzie spotyka się przedstawicieli różnych dyscyplin. I choć technika poszczególnych sportów jest często całkiem inna, kluczowe jest nastawienie. Jeśli chcesz być mistrzem to musi rozstrzygnąć się w twojej głowie, która każe ci podporządkować wszystko temu celowi. Takie przekonanie wyniósł Fernandez ze swojej pierwszej wyprawy na igrzyska olimpijskie. Atmosfera sportowego święta zmobilizowała go do wytężonej pracy. Od tej pory nie było mowy o folgowaniu, lenistwie czy byle jakości. Katorżnicze treningi 6 dni w tygodniu po 2 lub 3 godziny na lodzie. Oprócz tego siłownia i zajęcia taneczne. Jeśli praca nad choreografią, to aż oczekiwanego skutku, czyli do momentu kiedy zapamiętał wszystkie ruchy. Wszystko podporządkował łyżwiarstwu.
Hiszpan jeszcze przed przeprowadzką do Kanady posiadał spore umiejętności techniczne, jednak brakowało wciąż powtarzalności wykonywania tych najtrudniejszych elementów. Chociaż dwa poczwórne skok, jakie wykonywał na treningach przychodziły mu z łatwością, często popełniał błędy w konkurencji. Minęło ładnych kilka lat zanim swojego popisowego poczwórnego salchowa włączył do programu krótkiego. A przecież program krótki często decyduje o losach całych zawodów. Właśnie na tym głównie pracowano z kanadyjskim teamem. Poczwórne skoki przychodziły mu z łatwością ze względu na wrodzona zdolność do szybkiej rotacji. Jednak inne elementy sporo odbiegały od oczekiwań, jakie można by stawiać mistrzowi. Niczym diament oszlifował łyżwiarza Orser. Fernandez stał się szybko ulubieńcem publiczności. Wykorzystał swoją południową charyzmę, naturalne czucie muzyki, jak i swobodę w nawiązywaniu kontaktu z publicznością. Teatralność jego występów nabrała magnetycznej mocy, zaś jego sekwencje kroków stały się wręcz popisowe.
Jeśli chodzi o karierę Hiszpana, nie sposób pominąć innej wybitnej postaci w męskim łyżwiarstwie figurowym. Tego, który z nim najbardziej zaciekle rywalizował i jednocześnie dopełniał. Rywala i przyjaciela z lodowiska, z którym wzajemnie podnosili sobie poprzeczkę coraz wyżej, a mianowicie fenomenalnego Japończyka Yuzury Hanyu, który zadziwił świat podczas igrzysk olimpijskich w rosyjskim Soczi w 2014 roku. Ten zaledwie 17-letni wówczas solista niczym meteoryt pojawił się na olimpijskiej tafli. Był objawieniem igrzysk w Soczi, gdzie przecież cała uwaga koncentrowała się na ulubieńcu gospodarzy Jewgeniju Pluszczence. I chociaż Japończyk odniósł zwycięstwo bezapelacyjne, Soczi chyba na zawsze będzie kojarzyć się kibicom głównie z obrazem wijącego się z bólu Rosjanina. A to przecież Japończyk został tam pierwszym azjatyckim mistrzem olimpijskim w historii. Zapisał się też na jej kartach jako najmłodszy solista od czasów Amerykanina Dicka Buttona, który zdobył olimpijskie złoto.
Hanyu dołączył do grupy treningowej w Toronto niedługo przed igrzyskami w Soczi. Za tym młodziutkim chłopakiem ciągnęła się ciężka przeszłość - jego rodzinne miasto Sendai oraz lodowisko, na którym przez lata trenował zostało całkowicie zniszczone przez trzęsienie ziemi i tsunami. Nieco wcześniej w Toronto zaczął trenować Fernandez. Kiedy Hanyu zwrócił się z pytaniem do Briana Orsera, czy zechciałby przyjąć go pod swoje skrzydła, ten odpowiedział: „ Jasne!”. Ale jak zdradził mediom, wcześniej zapytał o zdanie Hiszpana. Jasno dał też do zrozumienia, iż w przypadku jego sprzeciwu transfer nie doszedłby do skutku. Od tej chwili obaj łyżwiarze stali się niemal nierozłączni. Spędzali wspólnie czas nie tylko na lodowisku, ale również poza nim. Partnerzy treningowi, rywale i przyjaciele. Przez lata do niebotycznych wyżyn podnieśli poprzeczkę w łyżwiarstwie figurowym solistów. Kiedy rozpoczynali treningi nic nie wskazywało na to, że połączy ich tak szczera przyjaźń, rzadko się to zdarza w sporcie, choć łyżwiarstwo solistów zna już przypadek, kiedy dwaj wielcy mistrzowie trenowali na wspólnej tafli. Chodzi oczywiście o Pluszczenkę i Jagudina, występujących na przełomie XX i XXI wieku. Sielanka pomiędzy nimi jednak szybko się skończyła. Jagudin szybko oskarżył trenera Aleksieja Miszina o faworyzowanie rywala i wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, by trenować wspólnie z Tatianą Tarasową.
Fenomen przyjaźni Hiszpana i Japończyka tkwi również w tym, iż obaj pochodzą przecież z zupełnie innych kręgów kulturowych. Ekspresyjny, łatwo nawiązujący kontakty Fernandez i skryty, skupiony na sobie Hanyu. Hiszpan, kiedy osiedlał się w Toronto, miał już za sobą wiele lat spędzonych z dala od domu, pomiędzy New Jersey, Madrytem i Moskwą. Życie na walizkach nie było mu obce i to właśnie nauczyło go samodzielności, choćby tych najprostszych życiowych czynności, jak gotowanie, pranie czy sprzątanie mieszkania. Inaczej było z Japończykiem, który w Kanadzie wylądował wprost spod skrzydeł mamy. Dla niego pobyt w Toronto był pierwszym poważnym krokiem ku samodzielności. Wcześniej cała jego uwaga skupiona była na sporcie, codzienne życie organizowała mu przecież rodzicielka. Szybko jednak odnalazł się w nowej rzeczywistości. Pokazał też nietuzinkowy charakter. Kilkakrotnie był wręcz strofowany przez szkoleniowca za zbyt forsowne treningi i ryzyko dla zdrowia. I tak na przykład na wózku inwalidzkim powracał z zawodów Cup Of China w 2016 roku. Doznał wówczas groźnego wstrząsu mózgu, po pechowym zderzeniu z chińskim łyżwiarzem na treningu. Pomimo przestróg, nie posłuchał rad trenera i z zabandażowaną głową wystąpił w programie dowolnym, raz po raz fatalnie upadając na taflę. Ale taki już jest Hanyu, do czego najwyraźniej przyzwyczaił się Orser. „Jeśli jest w Japonii, a ja nie mam od niego wieści to znaczy, że jest dobrze” - twierdzi doświadczony trener, który smsa od mistrza dostaje wyłącznie w wypadku kontuzji. Całą trójkę: Fernandeza, Hanyu i Orsera dzieli też bariera językowa. Na tym polu zdecydowanie lepiej radzi sobie Hiszpan, którego znajomość angielskiego jest na tyle dobra, by bez przeszkód dogadać się ze szkoleniowcem. Hanyu, gdy przybył do Toronto znał zaledwie kilka słów w języku angielskim. Dzisiaj może się już pochwalić znajomością języka na poziomie ucznia szkoły średniej. Z Fernandezem od początku jednak rozumieli się dosłownie bez słów i to bez udawania. Kiedy w 2016 roku w Szanghaju, Hiszpan odbierał Japończykowi mistrzostwo świata, ten nie wyglądał na nieszczęśliwego. „Jesteśmy niczym małżeństwo” – twierdził w rozmowie z Reutersem w 2015 roku Fernandez: - „Twoja żona jest twoim przyjacielem. Ale kiedy jesteśmy na lodzie rywalizujemy ze sobą. Kiedy zawody się kończą, przyjaźń powraca i znów ze sobą pracujemy”.
Jaki jest klucz do łyżwiarskiego sukcesu Hiszpana? On sam podejmuje kluczowe decyzje. Tak właśnie trenują mistrzowie w Toronto Cricket Club. „Preferuję dojrzałe łyżwiarstwo”- mówi Brian Orser, który doradza i wskazuje drogę swoim podopiecznym. Lecz ostateczne decyzje należą do nich samych, poczynając od treningu skoków czy innych elementów technicznych na wyborze choreografii i podkładu muzycznego kończąc.
„Można powiedzieć, iż jestem szczęściarzem” - sam o sobie mówi Fernandez - „Nie odczuwam tremy przed występami. Do wszystkiego w życiu podchodzę na luzie.”
Po zakończeniu sportowej kariery Hiszpan chce zając się występami rewiowymi. Promocja łyżwiarstwa figurowego w swoim kraju to jego główny cel. Jeszcze przed mistrzostwami w Mińsku zorganizował pokazy „Revolution on Ice”. Cieszyły się wielką popularnością. Jego marzeniem jest też szkolenie dzieci.