Wiadomość o śmierci Rity Bladyko przekazała na swoim profilu na Facebooku Magdalena Gorzkowska, była biegaczka na 400 m, uczestniczka igrzysk olimpijskich w Rio, która w tym samym czasie zdobyła szczyt bez użycia tlenu. - Z relacji świadków wiemy, że Rita Bladyko powyżej obozu IV nie była w stanie poruszać się samodzielnie, miała zaburzenia widzenia oraz świadomości, które ewidentnie wskazywały na wysokościowy obrzęk mózgu, jedną z najgroźniejszych chorób wysokościowych. Podjęto właściwe działanie, relacje świadków są zgodne co do faktu, że himalaistka została sprowadzona do obozu IV i następnie, tego samego dnia, do obozu III (6900 m n.p.m.). Małgorzata Gorzkowska potwierdza, że tam słyszała głos pani Rity.
Według kierownika wyprawy Zbigniewa Bąka stan Rity Bladyko podczas zejścia stopniowo ulegał poprawie, do tego stopnia, że do obozu III dotarła samodzielnie przed ekipą asekurującą. Himalaiści zdecydowali o pozostaniu na noc w obozie III, kolejnego dnia mieli zejść do bazy. W nocy w obozie III Rita Bladyko przebywała w namiocie ze Zbigniewem Bąkiem i jeszcze jednym uczestnikiem wyprawy. Tam zjedli posiłek, uzupełnili płyny, a nawet żartowali. Z ich relacji wynika, że objawy wysokościowego obrzęku mózgu ustąpiły, co jest możliwe, bo najskuteczniejszym lekiem na choroby wysokościowe jest zejście na niższą wysokość oraz terapia tlenem. Im szybciej zauważy się objawy wysokościowego obrzęku mózgu, zacznie schodzić i podawać tlen, tym szybciej objawy choroby ustępują. Kluczowe jest wczesne zdiagnozowanie problemu i natychmiastowa reakcja. Można uznać tę wersję za wiarygodną, bo jest spójna – mówi „Rz” dr Robert Szymczak, himalaista, szkoleniowiec w zespole Forma Na Szczyt.
Czemu więc rano Rita Bladyko już nie żyła? - Wersji może być wiele Z relacji himalaisty, który przebywał w namiocie razem z nią wynika, że wyszła z namiotu załatwić potrzebę fizjologiczną. Możliwe, że z jakiegoś powodu usiadła przed namiotem, żeby odpocząć, była wyczerpana po ataku szczytowym, zasnęła i zmarła w wyniku wychłodzenia organizmu. To brzmi logicznie. Czy mogła wyjść z namiotu w wyniku zaburzeń świadomości? Tej wersji nie można wykluczyć, choć opis stanu himalaistki wskazywał na ustąpienie objawów wysokościowego obrzęku mózgu po dotarciu do obozu III – twierdzi dr Robert Szymczak.
Być może należało himalaistkę sprowadzać jeszcze niżej? - Z moich informacji wynika, że to była choroba wysokościowa. W takiej sytuacji ratuje tylko podawanie dużych ilości tlenu, a przede wszystkim szybkie zejście. Najlepiej schodzić na własnych nogach, bo jest lepsze krążenie i dotlenienie. Dlaczego oni się zatrzymali w obozie trzecim, tego nie wiem. Znam tę drogę, można było zorganizować Szerpów i schodzić nawet w nocy, jak najniżej – mówi „Rz” Krzysztof Wielicki, pierwszy zimowy zdobywca Mount Everestu.
Doktor Szymczak potwierdza, że najlepiej jest zejść jak najniżej, a przynajmniej do momentu ustąpienia objawów choroby wysokościowej. Po ataku szczytowym większość himalaistów jest zmęczona i zazwyczaj nocuje się z jednym z wyższych obozów, w tym wypadku IV lub III. Objawy choroby u himalaistki ustąpiły. Wyprawa posiadała tlen ratunkowy. Decyzja o pozostaniu w obozie III jest do obronienia.