Szachownica pod prądem

Norweg Magnus Carlsen zorganizował międzykontynentalny turniej, wygrał go i wzbudził podziw. To była największa sportowa impreza ery koronawirusa.

Aktualizacja: 07.05.2020 20:29 Publikacja: 07.05.2020 19:46

Magnus Carlsen: Chciałbym, żeby wciąż nowi ludzie odkrywali szachy i płynącą z nich radość. Nieobecn

Magnus Carlsen: Chciałbym, żeby wciąż nowi ludzie odkrywali szachy i płynącą z nich radość. Nieobecność w mediach innych sportów stwarza nam wyjątkową okazję

Foto: AFP

Szachy w czasach epidemii stanęły przed szansą. Królewska gra jest stworzona do rywalizacji w zamknięciu, także na odległość. Wystarczą dwie osoby przy stoliku, przed laptopem lub ze smartfonem w dłoni. Skorzystał z tego norweski mistrz, organizując wirtualną rywalizację o ćwierć miliona dolarów Magnus Carlsen Invitational.

Sam zaprosił uczestników – postawił na najlepszych – zorganizował sponsora i wybrał format rozgrywki. Internetową transmisję mógł obejrzeć każdy. Finał – Carlsen pokonał Amerykanina japońskiego pochodzenia Hikaru Nakamurę – przyciągnął kilkaset tysięcy widzów. Chętni mogli skorzystać z komentarza w jednym z dziewięciu języków, wśród ekspertów był Polak Jan Krzysztof Duda.

Potęga intuicji

Carlsen postawił na mecze złożone z czterech partii szachów szybkich. To wersja, w której zawodnicy mają określoną liczbę minut na grę, a każdy ruch powiększa czas o 10 sekund. Taka partia trwa około godziny. Właśnie rywalizacją w szachach szybkich Norweg rozstrzygnął walkę o mistrzostwo świata z Amerykaninem Fabiano Caruaną w 2018 roku. Wcześniej panowie zremisowali 12 ciągnących się długimi godzinami partii szachów tradycyjnych.

Carlsen mistrzem świata jest od 2013 roku. Dziennikarze BBC i „The Independent" nazwali go swego czasu Justinem Bieberem królewskiej gry. Bliżej prawdy był jednak „Washington Post", który określił Carlsena jako „Mozarta szachów". Norweg faktycznie jest romantykiem, bo nie przepada za analizą teorii i pracą z komputerowymi symulatorami. Podczas gry często ucieka się do nieszablonowych zagrań, intuicję stawia wyżej niż potęgę pamięci.

Właśnie w szachach szybkich Carlsen swoją wizję realizuje najlepiej. Ta odmiana gry sprawia mu najwięcej frajdy, jest też najbardziej atrakcyjna dla kibiców. Turniej zorganizowany przez Norwega przyniósł tyle emocji, że komentator „Guardiana" Sean Ingle nazwał go rywalizacją „szybkich i wściekłych", podczas której finaliści zamienili szachy w „sport pełen adrenaliny". Dokładnie tego chciał organizator szachownicy pod prądem.

Zagrał jak dzieciak

Carlsen od kilku lat udowadnia, że szachy to nie tylko gra dla nerdów, wykolejonych geniuszy i emerytów spędzających jesień życia w parku.

Królewska gra ma dziś twarz człowieka, który w wieku 20 lat wziął udział w sesji zdjęciowej firmy odzieżowej G-Star Raw u boku amerykańskiej aktorki Liv Tyler, czyli Arweny z „Władcy pierścieni". Carlsen dostał ofertę występu w filmie „Star Trek", jego postać pojawiła się u „Simpsonów", honorowym kopnięciem rozpoczął mecz Realu Madryt. Grał w szachy z Billem Gatesem, norweski reżyser Benjamin Ree nakręcił o nim dokument. Roczne zarobki Norwega już w 2012 roku przekroczyły milion euro, niedługo później „Time" umieścił go na liście stu najbardziej wpływowych ludzi świata.

Carlsen sprawił, że szachy znów są modne, wprowadził je do mainstreamu. Mistrzem świata został w wieku 23 lat, młodszy był tylko Rosjanin Garri Kasparow. Jego finałowe pojedynki o mistrzostwo świata z Hindusem Visvanathanem Anandem w 2013 roku oglądało 200 mln widzów. Sam Norweg mówił później, że wygrał dzięki lepszej wytrzymałości. Pokazał, że także w szachach ważne jest przygotowanie fizyczne.

Prywatności strzeże, opowieści o jego karierze to od lat przede wszystkim zbiór anegdot. Mając dwa lata, układał 50-elementowe puzzle, trzy lata później znał flagi, populacje i powierzchnie wszystkich państw świata. Podobno nie ciągnęło go do szachów, wgryzł się w nie dopiero dopingowany rywalizacją z ojcem oraz starszą siostrą. Przerwy w grze wypełniał piłką nożną, narciarstwem i czytaniem komiksów z Kaczorem Donaldem. W wieku 13 lat po remisie z Kasparowem wściekał się, że „grał jak dzieciak" i zmarnował szansę na zwycięstwo.

Monarchia szachowa

Rozkochał w królewskiej grze rodaków, uczynił z Norwegii monarchię szachową.

– Dzięki niemu inteligencja stała się seksowna – mówi „New York Timesowi" Vegard Ramstad, prezes szachowego Sjakklubben Stjernen. Norwegowie grają więc w restauracjach i barach, roszadę potrafi wykonać co dziesiąty obywatel 5-milionowego kraju, a państwowa telewizja NRK nie tylko transmituje partie w najlepszym paśmie oglądalności, ale też opakowuje je analizami ekspertów i studiem prowadzonym w stylistyce charakterystycznej dla programów talk-show.

Walkę Carlsena o mistrzostwo świata w 2016 roku oglądał średnio co szósty rodak. To zarówno triumf arcymistrza, jak i efekt fenomenu „telewizji slow". Chodzi o popularne w Norwegii transmisje, w których dzieje się bardzo niewiele – ogląda się rąbanie drewna, pędzenie reniferów, strzyżenie owiec.

10 milionów widzów

Geniusza można nie tylko oglądać, zmierzyć może się z nim właściwie każdy. Carlsen w przerwach między starciami wagi ciężkiej lubi pograć przez internet z amatorami jako MagzyBogues lub DrNykterstein. Zdarza się, że te internetowe starcia transmituje, komentując ruchy swoje i rywala. Z amatorami w przerwie między meczami turniejowymi grali też uczestnicy Magnus Carlsen Invitational.

– Chciałbym, żeby wciąż nowi ludzie odkrywali szachy i płynącą z nich radość. Nieobecność w mediach innych sportów stwarza nam wyjątkową okazję – mówił Norweg przed swoim turniejem w rozmowie z „GQMagazine".

Chyba się udało, bo według organizatorów transmisje z rozgrywek w ciągu 16 dni obejrzało 10 mln widzów.

doping
Zielony ład w kolarstwie. Tlenek węgla oficjalnie zakazany
Inne sporty
Finał Super Bowl. Zwycięzca bierze wszystko
Inne sporty
Za bardzo lewicowy. Martin Fourcade wycofuje swoją kandydaturę
Inne sporty
Polskie kolarstwo. Nadzieja w kobietach i Stanisławie Aniołkowskim
pływanie
Bartosz Kizierowski trenerem reprezentacji Polski