Szachy w czasach epidemii stanęły przed szansą. Królewska gra jest stworzona do rywalizacji w zamknięciu, także na odległość. Wystarczą dwie osoby przy stoliku, przed laptopem lub ze smartfonem w dłoni. Skorzystał z tego norweski mistrz, organizując wirtualną rywalizację o ćwierć miliona dolarów Magnus Carlsen Invitational.
Sam zaprosił uczestników – postawił na najlepszych – zorganizował sponsora i wybrał format rozgrywki. Internetową transmisję mógł obejrzeć każdy. Finał – Carlsen pokonał Amerykanina japońskiego pochodzenia Hikaru Nakamurę – przyciągnął kilkaset tysięcy widzów. Chętni mogli skorzystać z komentarza w jednym z dziewięciu języków, wśród ekspertów był Polak Jan Krzysztof Duda.
Potęga intuicji
Carlsen postawił na mecze złożone z czterech partii szachów szybkich. To wersja, w której zawodnicy mają określoną liczbę minut na grę, a każdy ruch powiększa czas o 10 sekund. Taka partia trwa około godziny. Właśnie rywalizacją w szachach szybkich Norweg rozstrzygnął walkę o mistrzostwo świata z Amerykaninem Fabiano Caruaną w 2018 roku. Wcześniej panowie zremisowali 12 ciągnących się długimi godzinami partii szachów tradycyjnych.
Carlsen mistrzem świata jest od 2013 roku. Dziennikarze BBC i „The Independent" nazwali go swego czasu Justinem Bieberem królewskiej gry. Bliżej prawdy był jednak „Washington Post", który określił Carlsena jako „Mozarta szachów". Norweg faktycznie jest romantykiem, bo nie przepada za analizą teorii i pracą z komputerowymi symulatorami. Podczas gry często ucieka się do nieszablonowych zagrań, intuicję stawia wyżej niż potęgę pamięci.