Połączenie skróconego biegu zjazdowego z jednym przejazdem slalomu to doskonała konkurencja Millera. Wygrał ją w Val d’Isere już trzeci raz tej zimy. W domu ma już dwie małe Kryształowe Kule za sukcesy w superkombinacji w latach 2003 i 2004, teraz dołoży trzecią.
Amerykanin wypracował sobie dużą przewagę w zjeździe, 1,37 sekundy nad drugim Didierem Defago. W slalomie bronił się bardziej przed wypadnięciem z trasy niż przed rywalami. Pojechał spokojnie, nie musiał atakować, gdyż najlepsi slalomiści tracili do niego co najmniej dwie sekundy, a lokalny faworyt Francuz Jean-Baptiste Grange ominął dwie bramki.
– Trochę się zdziwiłem, gdy spojrzałem na zegar po slalomie, mimo paru błędów byłem bardzo szybki, ale to pewnie dzięki nowym nartom, na których czuję się tak, jakbym wycinał zakręty na dywanie – mówił Miller, który wygrał 30. raz zawody Pucharu Świata. W Ameryce jest pod tym względem pierwszy, na liście wszech czasów awansował na szóste miejsce dzielone z Benjaminem Raichem.
Sobotni zjazd w Val d’Isere został odwołany z powodu zbyt dużych opadów śniegu i słabej widoczności w górnej części trasy. Stok nie był wykorzystywany w wielkich zawodach od czasu igrzysk olimpijskich w 1992 roku, następna szansa to dopiero przyszłoroczne mistrzostwa świata.
Alpejki walczyły w konkurencjach szybkościowych w St. Moritz. Zjazd wygrała Tina Maze, czego nie spodziewał się nikt, tym bardziej że Słowenka startowała z nr. 47, niemal na końcu grupy. Nie można ukryć, że zdobyła główną nagrodę także dzięki kaprysowi pogody.