Na podium w Val d’Isere stanęli jeszcze Włoch Peter Fill – srebro i Norweg Aksel Lund Svindal – brąz. Inni mistrzowie konkurencji szybkościowych byli daleko: Bode Miller 12., Michael Walchhofer 13., Hermann Maier 18.
Supergigant ma kilka cech różniących go od zjazdu, jedną z najważniejszych jest to, że nie ma przejazdów treningowych przed startem. Stok wolno tylko obejrzeć i zapamiętać trudności. Tych było niemało. Pierwsza część trasy Face de Bellevarde kazała narciarzom walczyć ze stromizną i z muldami, jeśli stracili szybkość, niełatwo było ją odzyskać. W drugiej, bardziej technicznej, walczyli z trudnymi skrętami i rosnącym zmęczeniem. Razem do pokonania 1770 m zlodzonego, twardego śniegu i 650 m różnicy wysokości.
Kto jechał ostrożnie, przegrywał szybko, kto był odważny, miał szczęście i uniknął większości pułapek – był wysoko. Przyszły mistrz wystartował 16., gdy liderem był młody Włoch Christof Innerhofer. Wcześniej męczył się Bode Miller. Amerykanin dwa razy szorował siedzeniem po zlodzonym śniegu, uniknął upadku, ale ułamki sekund uciekały, razem z nimi medal.
Didier Cuche ma 34 lata, ogromne doświadczenie i pecha w najważniejszych imprezach. Na stokach pojawił się w barwach reprezentacji w 1993 roku, ale ma tylko dwa ważne medale: olimpijskie srebro w supergigancie z Nagano (1998) i brąz w slalomie gigancie z MŚ w Aare przed dwoma laty.
Pierwsze zwycięstwo pucharowe miał jednak efektowne: wygrał zjazd w Kitzbuehel w 1998 roku na słynnym Streifie. Był wtedy odważnym młodzieńcem z potarganą blond czupryną i kolczykiem w uchu. Odzywał się mało, ale prognozował własne sukcesy. W Pucharze Świata jest dziś weteranem – 280 startów, osiem zwycięstw, dwie małe Kryształowe Kule zdobyte za sukcesy w zjeździe pokazywały, że słowa dotrzymał, choć nie było łatwo.