W sobotę w Hinterzarten, gdzie rozpoczęła się Letnia Grand Prix, polski trener Łukasz Kruczek chodził dumny jak paw. To przecież historyczny sukces, nasi skoczkowie nigdy wcześniej nie wygrali rywalizacji drużynowej – ani w lecie, ani w zimie.
– To efekt długiej i ciężkiej pracy, a nie jakiegoś magicznego pstryknięcia, które sprawia, że nagle wygrywa się konkurs – mówił Kruczek. – Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie zwycięstwo.
Polacy prowadzili już po oddaniu pierwszych skoków. Maciej Kot skoczył 103 metry i wyprzedzaliśmy Finów oraz Austriaków. Później było trochę gorzej, bo bliżej wylądował Krzysztof Miętus, i nasz zespół spadł na szóste miejsce. – Wtedy zadrżało mi serce, na szczęście na krótko – powiedział Kruczek już po konkursie.
Dawid Kubacki (102 m) i Adam Małysz (106,5) byli najlepsi w swojej grupie i Polska znów wyszła na prowadzenie, którego nie oddała do końca. W drugiej serii Polacy kontrolowali sytuację i nikt nie zepsuł swojego skoku, tak jak Thomas Morgenstern w pierwszej serii. Austria bez Gregora Schlierenzauera, Andreasa Koflera i Wolfganga Loitzla była dopiero szósta. Drugie miejsce zajęli Norwegowie, wyprzedzając w ostatniej kolejce Niemców.
Gdyby w sobotę przyznawano nagrody indywidualne, pierwszy byłby Małysz przed Kotem i Kubackim, a przecież w Hinterzarten zabrakło będącego ostatnio w znakomitej formie Kamila Stocha, który tego dnia się żenił. Niedzielny konkurs indywidualny potwierdził, że Polacy są w świetnej formie.