Majdić skończy karierę w niedzielę w Falun z małą Kryształową Kulą w rękach. W Sztokholmie wygrała wszystkie biegi, w finale Marit Bjoergen została daleko za nią.
– Petra pięknie się pożegna. Jest najlepszą sprinterką świata. Nie tylko w tym sezonie. W poprzednim walczyłyśmy ramię w ramię, jej upadek podczas igrzysk w Vancouver, co tu ukrywać, ułatwił mi zadanie i to ja zdobyłam Kulę w tej konkurencji. Ale poprzednie lata należały do niej, ten puchar będzie piękną puentą – mówi Justyna Kowalczyk, która pierwszy etap szwedzkiego finału sezonu skończyła na siódmym miejscu. Odpadła po półfinale, w którym zrobiła, co mogła, ale Bjoergen i dwie sprinterki Katja Visnar i Ida Ingemarsdotter były szybsze.
Za metą 32-letnia Majdić na chwilę się rozczuliła, ale szybko wróciła do krzyków. Przed wejściem na podium ciocia Petra, jak o sobie mówi, dygnęła przed królem i książętami Szwecji prawie do ziemi. Teraz jest z biegami rozliczona. Raz już karierę skończyła, rok temu, ale uwierało ją to, że kontuzja nie pozwoliła jej się pożegnać w biegu. Wróciła, męczyła się na początku sezonu, ale zdobyła sprinterski brąz w Oslo i wygrała Kulę.
Sztokholm to jedyny sprint uliczny, w którym Justyna wywalczyła podium. Rok temu była druga. Tym razem zabrakło jej rozpędu. – Nie będę wmawiać, że jestem nastawiona na wielkie ściganie, sezon dał mi się we znaki – mówiła Polka.
Ale walki o zwycięstwo w całym wyścigu finałowym na pewno nie odpuści. Nie licząc sprinterek, jest po pierwszym etapie druga za Marit Bjoergen, ze stratą 18 sekund, tuż za sobą ma Charlotte Kallę. Therese Johaug jest na razie 31., 40 sekund za nimi. Pierwszy z trzech etapów w Falun, prolog na stromym podbiegu, już jutro.