Ivica Kostelić idzie w ślady siostry

Są wybrykiem chorwackiego sportu i jego największą dumą. Firmą rodzinną z patriotycznym przesłaniem, że praca plus wolność daje zwycięstwa

Publikacja: 20.03.2011 00:01

Ivica Kostelić idzie w ślady siostry

Foto: ROL

Gdy w 2006 roku Janica musiała zakończyć karierę z powodu ciężkiej choroby tarczycy, wydawało się, że o Kosteliciach nie będzie już tak głośno. Nic z tego. Po latach sukcesów przedzielanych kontuzjami 31-letni Ivica też zdobył Puchar Świata. – Szybko się nas nie pozbędziecie... – mówi Ante Kostelić, ojciec, który 20 lat temu wymyślił, że wychowa własne dzieci na narciarskich mistrzów bijących sławy z Austrii, Włoch i Szwajcarii.

W Chorwacji, pięknym kraju, w którym nie ma góry mierzącej więcej niż 2000 m, trzeba mieć fantazję, by wpaść na taki pomysł. Ante Kostelić fantazję miał, tylko nie miał pieniędzy.

W latach 60. był dobrym piłkarzem ręcznym i niezłym alpejczykiem, ale w czasach pozornej jedności Jugosławii wielkiej kariery nie zrobił. W piłce ręcznej dominowali Serbowie. Ante Kostelić, pseudonim Plaster, potrafił raz zdobyć dla Cannes wszystkie 24 bramki w meczu ligowym, lecz reprezentacja go nie chciała. W narciarstwie dominowali Słoweńcy, bo mieli góry.

Ojciec sportowej rodziny (żona Marica, też była piłkarka ręczna, dziś można powiedzieć – nadzór finansowy i osoba łagodząca stresy drużyny Kosteliciów) został zatem instruktorem narciarstwa. Szybko zobaczył, że chleb z tego skromny, wybrał więc nową drogę: nauczyć zwyciężać Janicę i Ivicę. Trochę w tym dorobionej legendy, ale opowieści o długich podróżach z nartami na dachu starej łady są prawdziwe. Nie spali w namiotach pod stokiem przy -20 stopniach Celsjusza, ale podczas letnich przygotowań często nocowali w lasach we własnoręcznie zrobionych szałasach. Naprawdę oszczędzali na noclegach i jedzeniu, by starczyło na paliwo i wpisowe na zawody. Naprawdę sprzedawali narty po sezonie, bo liczył się każdy grosz.

Wtedy w krytycznych chwilach pomagali czasem obcy ludzie, jak austriacki elektryk ze stacji wyciągu, który widząc ambitne, ale biedne chorwackie dzieciaki, dawał im po 100 szylingów dziennie na utrzymanie.

Ante Kostelić uczył narciarstwa, jak potrafił. Po swojemu. Po latach z równą dezynwolturą podchodził do sprawy rozstawiania tyczek na slalomowych stokach. Trochę podglądał innych trenerów, sporo czytał. Janica opowiadała: – Kazał nam chodzić po linie albo skakać nad nią i jednocześnie rozwiązywać równania matematyczne. Zawsze ćwiczyliśmy na powietrzu. Nie miałam nigdy sztangi w ręku. W sali gimnastycznej pojawiałam się tylko w czasie kolejnej rehabilitacji.

Janica miała większy talent od starszego brata, ale mniej zdrowia. Z początku nie lubiła nart. Grała w piłkę ręczną, odbijała piłki na korcie, ale sport jej nie pociągał. Ante wziął córkę na klubowy obóz do grupy z Ivicą, ćwiczącym już od dawna – skończyło się na płaczu. Przekonał ją instruktor z innej grupy i po miesiącu już nie marudziła.

Na początku grudnia 1999 roku wygrała pierwszy slalom Puchar Świata, tydzień potem drugi, kilka dni później na treningu zerwała niemal wszystkie więzadła w kolanie. Kontuzje, powroty i wielkie zwycięstwa – to były stałe motywy kariery obojga młodych Kosteliciów. Zazdrośni mówili, że chorwackie rodzeństwo trenuje za dużo, że urazy to wynik przeciążeń, w domyśle: braku fachowości ojca. Ivica i Janica zawsze zaprzeczali. – Austriacy trenowali jak szaleni, a my latem zawsze mieliśmy trzy miesiące wolnego od sportu – mówił syn.

Wyniki Janicy zadziwiły świat. Sześć medali olimpijskich, w Salt Lake City trzy złote i srebrny, medale mistrzostw świata, zwycięstwa pucharowe, komplementy Franza Klammera i Hermanna Maiera. Powitania w Zagrzebiu, na które przychodziły tysiące ludzi. 1256 róż i 1256 kremówek, po sztuce za każdy punkt, w zwycięskiej klasyfikacji PŚ. Znaczek pocztowy (2,80 kuny) z podobizną mistrzyni nart. W 2006 roku holenderski hodowca tulipanów nazwał nową odmianę jej imieniem.

Ivica rozwijał się wolniej, ale jesień 2010 roku zapowiadała sukces. Był zdrowy i silny jak nigdy. Slalomistą zawsze był doskonałym, wrócił do konkurencji szybkościowych i to była jego główna przewaga nad Didierem Cuche'em i Austriakami – zdobywał punkty w każdej konkurencji.

Chce jeździć dalej, stawiać nowe cele, wciąż nie ma olimpijskiego złota. Janica jest teraz jego głównym doradcą sportowym. Ante nauczył dzieci czytać książki, zwłaszcza historyczne. – Nasz sukces był możliwy tylko dlatego, że zdobyliśmy wolność – mówił nieraz. Na kombinezonach dzieci zawsze widać biało-czerwoną kratkę.

Ivica, który jest także najlepszym gitarzystą bluesowym i rockowym w alpejskim światku, mówi, że sens uprawiania sportu to nie jest tylko sprawa wygrywania. – To przede wszystkim poczucie szczęścia z tego, co się robi. Jeśli dla siebie jesteś zwycięzcą, to wystarczy, by znieść kontuzje i podnosić się po upadkach. A pierwsze miejsce czasem się zdarzy.

Imperium Kosteliciów jeszcze trwa. Na górze Sljeme koło Zagrzebia był nawet Puchar Świata. Tylko nie widać następców.

Gdy w 2006 roku Janica musiała zakończyć karierę z powodu ciężkiej choroby tarczycy, wydawało się, że o Kosteliciach nie będzie już tak głośno. Nic z tego. Po latach sukcesów przedzielanych kontuzjami 31-letni Ivica też zdobył Puchar Świata. – Szybko się nas nie pozbędziecie... – mówi Ante Kostelić, ojciec, który 20 lat temu wymyślił, że wychowa własne dzieci na narciarskich mistrzów bijących sławy z Austrii, Włoch i Szwajcarii.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
pływanie
Bartosz Kizierowski trenerem reprezentacji Polski
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Inne sporty
Mistrzostwa Europy. Damian Żurek i Kaja Ziomek-Nogal blisko podium
Szachy
Sukces polskiego arcymistrza. Jan-Krzysztof Duda z medalem mistrzostw świata
Inne sporty
Polak płynie do USA. Ksawery Masiuk będzie trenował ze szkoleniowcem legend
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego