Młodzi boją się prosić o pomoc

Adam Małysz o sezonie Pucharu Świata, o rajdach i życiu po skokach. Sportowiec kończy dziś 35 lat

Publikacja: 03.12.2012 00:01

Adam Małysz będzie komentował konkursy PŚ w Eurosporcie

Adam Małysz będzie komentował konkursy PŚ w Eurosporcie

Foto: www.malysz.pl

Wywiad z archiwum "Rzeczpospolitej"

Mija półtora roku bez małyszomanii. Nie tęskni pan?

Adam Małysz:

Za skokami tęsknię. Ale w mądry sposób. Jestem pogodzony ze sobą, ani razu po zakończeniu kariery nie pomyślałem, że wolałbym być na rozbiegu, a nie w samochodzie rajdowym. Skoczkowie są w Lillehammer, a ja właśnie kończę jazdę po wydmach w Dubaju, trenuję przed Dakarem. Oni będą 5 stycznia w Bischofshofen, a ja na starcie Dakaru w Limie. Miałem swój team Małysz w skokach, teraz mam w rajdach. Żyję na wysokich obrotach i tego chciałem: szybko przeskoczyć z nart za kierownicę. Nie dałem sobie chwili na zastanowienie. Kiedyś planowałem, że jak zakończę karierę, to na dwa, trzy lata zniknę. Będę odpoczywał, grządki przy domu kopał. Ale im bliżej końca kariery, tym bardziej czułem, że to nie dla mnie.

Wraca pan w tym sezonie do skoków: przed mikrofon, jako komentator niektórych konkursów w Eurosporcie.

Długo się wahałem, bo każdą wolną chwilę staram się spędzać z rodziną, a to będzie wymagało wyjazdów do studia w Warszawie. Ale przystałem na propozycję. Zaczynam w sobotę, konkursem w Lillehammer. Trochę się stresuję, jak mnie ludzie ocenią. Kiedyś komentowałem z Włodzimierzem Szaranowiczem w TVP, w Kuusamo, tyle że to było z marszu, gdy się nie dostałem do konkursu. Zobaczymy, jak wypadnę. Ale nie nazwałbym tego powrotem do skoków, bo ich nigdy nie porzuciłem. Od tego roku współpracuję z PZN jako konsultant, gdy zawodnicy czy trenerzy potrzebują rady, jestem do dyspozycji. Zaglądam na treningi do Wisły, do Szczyrku. Byłem przy planowaniu przygotowań do sezonu. Zastanawialiśmy się, co ulepszyć. Kilka moich pomysłów wykorzystano, kilku - nie. Do samego szkolenia się nie wtrącam. Dopiero jak trenerzy proszą, żebym spojrzał świeżym okiem, to przyjeżdżam.

Któryś z naszych skoczków prosił o pomoc?

Młodzi się boją, nie podchodzą. Współpracuję raczej z trenerami i przekazuję im uwagi. Najczęściej rozmawiam z Piotrkiem Żyłą, bo to rodzina, jego żona jest moją kuzynką. Jak coś zauważę, to podpowiadam. Czasem dzwoni trener Piotrka, Jasio Szturc i daje mi coś pod rozwagę, prosi, żebym wpadł na trening.

Nie ucieknie pan w tym sezonie od wspomnień. Puchar Świata 9 stycznia będzie na skoczni imienia Małysza w Wiśle, a mistrzostwa świata w Predazzo, gdzie pan zdobył w 2003 roku dwa złote medale.

Puchar w Wiśle i Zakopanem mnie ominie, bo akurat będę na Dakarze. Od dawna wiedziałem, że wcześniej czy później moje miasto dostanie te zawody, FIS docenił, jak dobrze Wisła organizowała konkursy mniejszej rangi. A od wspomnień nie mam zamiaru uciekać. Liczę na to, że będę w Predazzo. Chcę pomóc chłopakom z kadry, pokibicować im. Mam różne propozycje: i od telewizji, i od organizatorów, ale chciałbym być przy skoczkach, prywatnie, posmakować mistrzostw na spokojnie.

Nie podobają mi się niektóre zmiany w skokach. Nie ma sensu walczyć z naturą

Kamil Stoch wygrał ostatniej zimy w Predazzo. Będzie mu łatwiej podczas mistrzostw?

Nie chodzi o to, czy wygrał, czy nie. Bo wygrać można przypadkiem, choć to akurat nie przypadek Kamila. Są takie skocznie, które się po prostu czuje lepiej niż inne, nawet gdy się nie jest w formie. Dla mnie taką skocznią była ta w Predazzo. Mam nadzieję, że dla Kamila też będzie.

Kamil mierzy w tym sezonie w miejsce na podium klasyfikacji PŚ. Stać go na to?

Na pewno. Łatwiej było odchodzić ze skoków, wiedząc, że zostaje taki następca. Problem w tym, że jest teraz wielu kandydatów do pierwszej trójki. Nie zapominajmy też o Maćku Kocie, który latem pokazał, że umie wygrywać konkursy, był liderem Letniej Grand Prix. I o drużynie, która ma szansę na medal.

Łukasz Kruczek zdecydował się odpuścić najlepszym zawodnikom starty w niektórych letnich konkursach, poeksperymentować z myślą o sezonie olimpijskim.

W przypadku Kamila Stocha to akurat nie był żaden eksperyment, Kamil po prostu skakał źle na początku przygotowań, nie mógł się przyzwyczaić do nowych obcisłych kombinezonów. Byłoby głupotą posyłanie go na pierwsze letnie konkursy. Krok po kroku się z tego wyciągnął i pod koniec przygotowań wyglądało to już dobrze.

Zwężenie kombinezonów to duża zmiana?

Na oko zupełnie nie dostrzega się różnicy. Ale widać ją w długości skoków i rozbiegów. Zawodnicy ruszają teraz z wyższych belek, a skaczą bliżej. Choć pod koniec lata już było widać, że zaczynają się przyzwyczajać, rozbiegi były skracane. To kwestia kilku miesięcy, może roku i wszystko wróci do normy.

Czyje szanse rosną po tych zmianach?

Młodych skoczków, oni szybciej się przyzwyczajają. Starsi muszą swoje odcierpieć. Podczas Grand Prix w Wiśle rozmawiałem z Bjoernem-Einarem Romoerenem. Powiedział: – Adam, gratuluję ci, że odszedłeś w porę. Ja zostałem i nie mogę się pozbierać.

Ostatnio co sezon są nowości. Przeliczanie punktów za wiatr, nowe kombinezony, przesuwanie belek bez przerywania konkursów – skoki idą w dobrą stronę?

Myślę, że nie. Za chwilę tak się zagmatwamy w tych wszystkich punktach i przelicznikach, że skoki stracą na atrakcyjności. Zwłaszcza że system ma swoje pułapki, niedokładności pomiaru. Jeszcze pamiętam, jak mi odejmowali punkty, choć czułem wiatr w plecy. Minie sporo czasu, zanim to dopracują. Nie wiem, czy jest sens walczyć z naturą. Ona zawsze pokaże siłę i nauczy pokory. Ale też wiadomo, co tym zmianom przyświecało. Dzięki nim można dokończyć zawody, które dawniej trzeba było przerywać i demolować ramówki telewizyjne.

Trenerzy mówią, że po zmianach skoki znów są skokami, a nie lataniem.

Teoria mówi, że nadeszły czasy dla zawodników z mocnym odbiciem, bo przy węższych kombinezonach trudno odlecieć. Ale tak się wydawało i wcześniej, gdy skracano narty, wprowadzano indeks wagi, wymuszający przytycie. A kończyło się tym, że i tak najlepsi byli ci, którzy po prostu umieją skakać. Nieważne, czy ich siłą było odbicie czy sterowanie w locie, byli z przodu.

Austriacy w ostatnim sezonie przegrali walkę o Kryształową Kulę z Norwegiem Andersem Bardalem, a mistrzostwo świata w lotach z Robertem Kranjcem. Wrócą po swoje?

Myślę, że tak. Latem właściwie nikt u nich nie skakał dobrze, mieli problemy z kombinezonami. Ale to takie czajenie się. Mają zbyt dobrą szkołę skoków, żeby wszystkich nagle dopadł kryzys. Musiałoby im się przydarzyć coś takiego jak w Finlandii, gdzie nie ma pieniędzy, dzieci się nie garną do skoków.

Czyli zanosi się na walkę Austriaków ze Stochem i Norwegami, czy ktoś jeszcze się do niej włączy?

Jeśli lato było dobrą podpowiedzią, to nadlatują Japończycy. Niemcy już od dłuższego czasu skaczą bardzo dobrze, będą mocni. A i starego lisa Simona Ammanna bym nie skreślał, miał latem przebłyski, on jeszcze może wygrywać. Czuję solidarność ze starszymi skoczkami, bo wiem, ile ich to kosztuje, żeby dotrzymać kroku młodym. Zapowiada się świetny sezon.

—rozmawiał Paweł Wilkowicz

Listopad 2011

Wywiad z archiwum "Rzeczpospolitej"

Mija półtora roku bez małyszomanii. Nie tęskni pan?

Pozostało 99% artykułu
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Brązowy medal Krzysztofa Chmielewskiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Szachy
Dommaraju Gukesh mistrzem świata w szachach. Generacja Z przejmuje władzę
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Polacy zaczęli od dwóch medali
Inne sporty
Baseballista zarobi najwięcej w historii. Kontrakt, który przyćmił wszystkie inne
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Inne sporty
Indie kontra Chiny. Szachowa gra o tytuł w cieniu Norwega, którego pokonała nuda