Długo się wahałem, bo każdą wolną chwilę staram się spędzać z rodziną, a to będzie wymagało wyjazdów do studia w Warszawie. Ale przystałem na propozycję. Zaczynam w sobotę, konkursem w Lillehammer. Trochę się stresuję, jak mnie ludzie ocenią. Kiedyś komentowałem z Włodzimierzem Szaranowiczem w TVP, w Kuusamo, tyle że to było z marszu, gdy się nie dostałem do konkursu. Zobaczymy, jak wypadnę. Ale nie nazwałbym tego powrotem do skoków, bo ich nigdy nie porzuciłem. Od tego roku współpracuję z PZN jako konsultant, gdy zawodnicy czy trenerzy potrzebują rady, jestem do dyspozycji. Zaglądam na treningi do Wisły, do Szczyrku. Byłem przy planowaniu przygotowań do sezonu. Zastanawialiśmy się, co ulepszyć. Kilka moich pomysłów wykorzystano, kilku - nie. Do samego szkolenia się nie wtrącam. Dopiero jak trenerzy proszą, żebym spojrzał świeżym okiem, to przyjeżdżam.
Któryś z naszych skoczków prosił o pomoc?
Młodzi się boją, nie podchodzą. Współpracuję raczej z trenerami i przekazuję im uwagi. Najczęściej rozmawiam z Piotrkiem Żyłą, bo to rodzina, jego żona jest moją kuzynką. Jak coś zauważę, to podpowiadam. Czasem dzwoni trener Piotrka, Jasio Szturc i daje mi coś pod rozwagę, prosi, żebym wpadł na trening.
Nie ucieknie pan w tym sezonie od wspomnień. Puchar Świata 9 stycznia będzie na skoczni imienia Małysza w Wiśle, a mistrzostwa świata w Predazzo, gdzie pan zdobył w 2003 roku dwa złote medale.
Puchar w Wiśle i Zakopanem mnie ominie, bo akurat będę na Dakarze. Od dawna wiedziałem, że wcześniej czy później moje miasto dostanie te zawody, FIS docenił, jak dobrze Wisła organizowała konkursy mniejszej rangi. A od wspomnień nie mam zamiaru uciekać. Liczę na to, że będę w Predazzo. Chcę pomóc chłopakom z kadry, pokibicować im. Mam różne propozycje: i od telewizji, i od organizatorów, ale chciałbym być przy skoczkach, prywatnie, posmakować mistrzostw na spokojnie.