Dwa wygrane konkursy z rzędu – to się Stochowi jeszcze nie zdarzyło. Po pierwszej serii w Trondheim był niedosyt, bo Polak skakał w trudnych warunkach i był trzeci, za Robertem Kranjcem i Richardem Freitagiem.
Ale finałowy skok to już było samo szczęście: lot na 140 m, tylko metr bliżej od rekordu skoczni, refleks przy lądowaniu, które groziło upadkiem, ale skończyło się tylko na niższych notach sędziów. Freitag skoczył słabiej, Kranjec – po prostu źle. A rywale, którzy dotychczas wyprzedzali Stocha w klasyfikacji Pucharu Świata, zostali daleko z tyłu.
Kamil wyprzedził i Andersa Jacobsena, do którego tracił 45 pkt., i Severina Freunda (72 pkt.), jest trzeci w klasyfikacji generalnej, do drugiego Andersa Bardala traci 85 pkt.
Już w sobotę kwalifikacje w Oslo, a w niedzielę o 14.30 (TVP 1, Eurosport) konkurs na skoczni Holmenkollen, która nam się kojarzy z pierwszym pucharowym zwycięstwem Adama Małysza, ale Stochowi – z nieudanymi MŚ sprzed dwóch lat, z upadkiem w drugiej serii konkursu.
Wcześniej, o 11.45 (TVP 2, Eurosport), z Holmenkollen Justyna Kowalczyk ruszy na trasę najbardziej prestiżowego biegu w końcówce sezonu. Na 30 km, stylem łyżwowym, z czterema bonusami do wzięcia. Łącznie można zdobyć aż 160 pkt. i to ten wyścig może rozstrzygnąć, czy mała Kryształowa Kula za biegi dystansowe trafi do Justyny, czy Therese Johaug.
Polka ma 194 pkt. przewagi nad Johaug, która dwa lata temu na Holmenkollen właśnie stylem łyżwowym biegła po złoto mistrzostw świata. W niedzielę, wypoczęta po rezygnacji ze sprintu w Drammen, będzie faworytką. Byłaby nią Marit Bjoergen, ale jest przeziębiona i w piątek nie było jeszcze jasne, czy wystartuje na 30 km.