Chłopak skromny i słuchający

Do niedzieli 24 listopada 2013 roku najpopularniejszym mieszkańcem wsi Gilowice w powiecie żywieckim był bokser Tomasz Adamek. Teraz doskoczył do niego Krzysztof Biegun – doskoczył dosłownie

Publikacja: 25.11.2013 07:00

Chłopak skromny i słuchający

Foto: AFP

W Gilowicach mieszka kilka tysięcy osób. Wieś dała krajowi i Żywiecczyźnie nie tylko sportowców, ale także znanego biskupa oraz cenionego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale wiadomo – skoki budują w Polsce sławę szybko, chyba nawet szybciej, niż boks zawodowy.

Krzysztof Biegun wyskakał swoje szczęście w Klingenthal w wieku 19 lat i 6 miesięcy i 3 dni od daty urodzenia. Zajął się skokami z powodów klasycznych: widział Adama Małysza w telewizji, pamiętał też wyczyny Jensa Weissfloga. Tradycja w regionie jest taka, żeby próbować skakać, skoro górek wokół trochę wyrosło.

Inny wybór miał: jak każdy mógł grać w piłkę nożną w LKS Beskid Gilowice-Rychwałd (po 13. kolejkach lider A-klasy w regionie żywieckim, poziom VII ligi licząc od ekstraklasy). Mógł też grać w szczypiorniaka, bo to popularny sport w okolicy, może jeszcze w ping-ponga i oczywiście mógł zapisać się do Klubu Sportowego „Cios-Adamek", który powstał w 2005 roku – wtedy, gdy „Góral" pokonał Paula Briggsa i zdobył pierwszy tytuł mistrza świata.

Jednak Krzyś Biegun, syn Doroty i Romana, brat Przemka, wybrał skoki, bo mięśni i siły ciosu nie miał może zbyt wiele, ale za to ambicje duże. Pierwszy skok 9-letniemu kandydatowi na skoczka pokazał, nieco teoretycznie, kolega w sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej nr 1 w Gilowicach. Pokaz był na tyle udany, że młody człowiek nie wahał się długo i zapukał do drzwi Parafialnego Klubu Sportowego „Olimpijczyk" Gilowice.

Trener Bronisław Porębski teorii uczył tam na miejscu, ale na prawdziwe skoki trzeba było jeździć na małe skocznie w Szczyrku, albo w inne miejsca. Skoro jednak trener miał gromadkę chętnych, a sukcesy Małysza sprzyjały śmiałym pomysłom, to gmina Gilowice długo się nie wahała i pomogła postawić dzieciakom progi u siebie.

Pomysł wyszedł od rodziców, od państwa Biegunów też. Skocznie, w sumie dwie (punkty konstrukcyjne 14 i 19 metrów), otworzono z pompą 30 września 2006 roku. Dwie trzecie kosztów pokryła gmina, głównie w materiałach budowlanych, resztę, czyli 265 tys. zł, dało Ministerstwo Sportu. Może dużo to kosztowało, ale za to jest na skoczniach igelit z samego Zakopanego, oświetlenie elektryczne i nowoczesne tory rozbiegu.

Krzysztof Biegun rozwijał się, można powiedzieć, harmonijnie. Nie był z tych, którzy od razu przeskakiwali kolegów o parę metrów. Pierwsze zawody: 2003 rok, Konkurs Mikołajkowy na skoczniach w Goleszowie (Śląsk Cieszyński). Pierwsze zanotowane wyniki: 13,5 i 14 m, w sumie piąte miejsce.

Na wiosnę w mistrzostwach Polski Uczniowskich Klubów Sportowych był 16. Pierwsze zwycięstwo: konkurs Beskidzkich Nadziei Olimpijskich w 2004 roku na skoczni w Szczyrku Biłej. Pojawił się w cyklu LOTOS Cup 2004/2005, zajął w swej grupie wiekowej 15. miejsce. Najdłuższy skok 37 m, średnio ok. 20. Rok później miło było spojrzeć: 5. miejsce, rekord osobisty 38,5 m, średnia długość skoków 34 m. Jak potem skoczył na większej skoczni w Gilowicach, to uzyskał całe 24,5 m, rekord trwa do dziś.

Drogę sportową i szkolną miał już prostą: z podstawówki w Gilowicach do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. Gimnazjum i liceum. Zmiana klubu na „Sokół" Szczyrk była naturalna, ale o Gilowicach nie zapomniał. Pod okiem trenerów Porębskiego i zmarłego przed dwoma laty Tadeusza Pawlusiaka, olimpijczyka, wspinał się coraz wyżej.

W liceum prowadził go następnie Sławomir Hankus. Trener podkreślał, że Krzysztof Biegun może na początku spóźniał odbicie, bo trochę siły i szybkości mu brakowało, ale za to nadrabiał braki pracowitością oraz tym, że słuchał trenerów. – Skromny i słuchający – tak mówi każdy, kto zna Krzyśka Bieguna. Nagroda przyszła w klasie maturalnej: dostał się do reprezentacji Polski, choć w jego roczniku (1994) wielu było podobnie ambitnych, młodych i zdolnych, takich jak Olek Zniszczoł, Kamil Byrt, Jakub Przybyła czy Stanisław Biela. No i nauka jakoś nie ucierpiała, matura jest, a teraz I rok katowickiej AWF.

W kraju zaczął się liczyć, za granicę pojechał najpierw do Szczyrbskiego Jeziora (Štrbskégo Plesa) na Słowacji. Na Puchar FIS, czyli na zawody dla takich jak on, którzy dobrze rokują. Powiedzmy uczciwie, tego debiutu w dniu 8 stycznia 2011 roku nikt nie zauważył, poza rodziną, znajomymi i trenerami. Ale niedługo później wygrał z kolegami konkurs drużynowy podczas Zimowego Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy. Rok później był szczebel wyżej, w Pucharze Kontynentalnym, na początku skakał w Oslo. Do punktowanych miejsc od razu nie doskoczył, ale krok po kroku się poprawiał.

Trenerzy widzieli w nim spokój i upór, więc wysyłali go, by się mierzył z coraz trudniejszymi wyzwaniami: Pucharem FIS i Pucharem Kontynentalnym, Letnią Grand Prix i w końcu z Pucharem Świata. Obowiązki w reprezentacji juniorów też wypełniał. I tak w rodzinnych archiwach zostało zapisane w roku 2012: pierwsze punkty w Letnim Pucharze Kontynentalnym w Stams, pierwsze punkty w Letniej Grand Prix w Wiśle Malince. Zima w pierwszym Pucharze Kontynentalnym to 23. miejsce (sukces w Wiśle, wreszcie podium).

Potem wicemistrzostwo świata juniorów w drużynie w Libercu – pierwszy naprawdę ważny medal. W debiucie w Pucharze Świata na mamuciej skoczni w Oberstdorfie zajął 16 lutego 2013 roku 30. pozycję – to oznaczało pierwszy i jedyny punkcik do najważniejszej klasyfikacji sezonu 2012/2013. Przy okazji ustanowił rekord życiowy długości skoku: 180 m w serii konkursowej, ale on woli podawać 197,5 m – z oficjalnego treningu.

Wyraźnie przyspieszył tego lata. Wygrał konkurs Letniej Grand Prix w Hakubie, nawet z samym Simonem Ammannem. Skakał na igelicie dużo, szło dobrze, tyle, że trenerzy nie mieli w planach zdobywania letnich trofeów, szykowali Krzysztofa do trudów zimy, więc część zawodów opuszczał. Ale i tak wyszło piąte miejsce w LGP, trzecie w letnim Pucharze Kontynentalnym.

Łukasz Kruczek uznał, że drugi w życiu zimowy start pucharowy, na otwarcie sezonu w Klingenthal, młodemu się należy, choć początkowo myślał, że to tylko tak na przetarcie przed imprezami juniorskimi, w których Biegun jeszcze ma zdobywać medale. Do Kuusamo, na następny Puchar Świata miał jechać ktoś inny.

Wyszło jak wyszło. Lider Pucharu Świata chyba powinien zjawić się 29 listopada na skoczni Rukatunturi. Jak teraz nie jechać?

W Gilowicach mieszka kilka tysięcy osób. Wieś dała krajowi i Żywiecczyźnie nie tylko sportowców, ale także znanego biskupa oraz cenionego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale wiadomo – skoki budują w Polsce sławę szybko, chyba nawet szybciej, niż boks zawodowy.

Krzysztof Biegun wyskakał swoje szczęście w Klingenthal w wieku 19 lat i 6 miesięcy i 3 dni od daty urodzenia. Zajął się skokami z powodów klasycznych: widział Adama Małysza w telewizji, pamiętał też wyczyny Jensa Weissfloga. Tradycja w regionie jest taka, żeby próbować skakać, skoro górek wokół trochę wyrosło.

Pozostało 91% artykułu
Inne sporty
Mistrzostwa świata w pływaniu. Polacy jadą do Budapesztu po medale
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inne sporty
Natalia Sidorowicz odniosła życiowy sukces. Czy pójdzie za ciosem?
Inne sporty
Sergij Bezuglij i Mariusz Szałkowski poprowadzą reprezentację
szermierka
Sankcje działają. Aliszer Usmanow nagle rezygnuje
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
kajakarstwo
Polskie kajakarki mają nowego trenera. Zbigniew Kowalczuk zastąpi Tomasza Kryka