– Na pewno nie pojadę do Soczi, dopóki mniejszości traktowane będą przez obecny rząd rosyjski tak jak dotychczas – napisała na Twitterze, tłumacząc swą decyzję, Viviane Reding, wiceszefowa KE i unijna komisarz ds. sprawiedliwości. Jest drugim po prezydencie Niemiec znaczącym politykiem, który zdecydował się na bojkot sztandarowego przedsięwzięcia Kremla, jakim są lutowe igrzyska zimowe w Soczi. Pani Reding ma m.in. na myśli prawa homoseksualistów w świetle ustawy Dumy z czerwca ubiegłego roku. Przewiduje wysokie kary pieniężne za „propagowanie" homoseksualizmu, przez co rozumiany jest nawet publiczny pocałunek w miejscu publicznym osób tej samej płci.
Bojkot Gaucka oraz pani Reding nie robi na Moskwie niemal żadnego wrażenia, jeżeli nie wspomnieć o twitterowym komentarzu Aleksieja Puszkowa, szefa Komisji Spraw Zagranicznych Dumy. Radził prezydentowi, aby potępiał „raczej mordowanie dzieci i kobiet w Pakistanie i Afganistanie". W ocenach niektórych ekspertów mowa była też o „głupocie politycznej".
W znacznie łagodniejszej formie komentowano także w Niemczech decyzję Gaucka, ale ogólny ton wskazywał na poparcie dla prezydenta, dysydenta w czasach NRD.
Bojkot igrzysk przez Gaucka i komisarz ds. sprawiedliwości odbił się stosunkowo niewielkim echem na świecie. Podobnie plan Kremla mający poprawić wizerunek gospodarza igrzysk w postaci amnestii. Darowanie kary ma objąć 200 tys. osób. W tej liczbie będą członkinie Pussy Riot oraz zapewne aktywiści Greenpeace'u.
Ale nie będzie Aleksieja Nawalnego, czołowego obecnie opozycjonisty, na którym ciąży wyrok za rzekome malwersacje. Za kratkami pozostali również Michaił Chodorkowski i jego partner biznesowy Płaton Lebiediew. Także większość uczestników słynnej demonstracji na Bołotnym Placu przed dwoma laty zarzucających władzom sfałszowanie wyborów parlamentarnych.