Oni zagrają o wieczną chwałę

Soczi: olimpijskie złoto w hokeju – to będzie dla Rosji najważniejsza sprawa. Ale ściany nie zawsze gospodarzom pomagały.

Publikacja: 26.01.2014 15:00

Igrzyska w Vancouver 2010. Ćwierćfinał Rosja – Kanada. Wygrali Kanadyjczycy 7:3

Igrzyska w Vancouver 2010. Ćwierćfinał Rosja – Kanada. Wygrali Kanadyjczycy 7:3

Foto: Getty Images/AFP

Kanada, Rosja, Szwecja i USA. Między tymi  gigantami ma się rozstrzygnąć walka o zwycięstwo w olimpijskim turnieju. Triumf innej drużyny byłby sensacją.

„To oni zagrają o wieczną chwałę" – poinformowała rozgłośnia radiowa „Głos Rosji" po ogłoszeniu kadry gospodarzy na igrzyska. Żartów nie ma. Wszystko, co dotyczy narodowej dyscypliny numer jeden, Rosjanie traktują śmiertelnie poważnie. Tym razem stawka jest wyjątkowa, bo przecież wybrańcy trenera Zinetuły Bilaletdinowa po raz pierwszy w historii o medal igrzysk walczyć będą przed własną publicznością.

Tęsknota za ZSRR

Kibice marzą o wielkim turnieju. Pragnęliby Rosji niepokonanej, której dominacja ani przez chwilę nie będzie kwestionowana. Wspominają igrzyska w Sarajewie z 1984 roku, kiedy drużyna Związku Radzieckiego z Wiaczesławem Fietisowem, Igorem Łarionowem czy Siergiejem Makarowem zdobyła tytuł z bilansem 8:0. Od tej pory żadnemu z mistrzów nie udało się olimpijskiego turnieju zakończyć z kompletem zwycięstw.

Rosjanie zdobyli ostatnie olimpijskie złoto w hokeju, gdy ich kraj nazywał się Wspólnota Niepodległych Państw

Wielka historia – siedem triumfów ZSRR i jeden Wspólnoty Niepodległych Państw – to jednocześnie powód do dumy i bolesne przypomnienie, że pod własnym szyldem Rosja nadal czeka na sukces. Najbliżej było w Nagano w 1998 roku, pierwszych igrzyskach, do których dopuszczono zawodników z ligi NHL. Wówczas w finale Rosjanie ulegli Czechom, choć w fazie grupowej potrafili rywali pokonać.

Hokeiści „Sbornej" będą pod gigantyczną presją, a przecież w historii igrzysk tylko dwukrotnie turniej wygrali reprezentanci organizatorów – Amerykanie w 1964 roku w Squaw Valley i Kanadyjczycy przed czterema laty w Vancouver. Na mistrzostwach świata zdarzało się to znacznie częściej. Rosjanie tę imprezę gościli dwukrotnie – w 2007 roku zajęli trzecie miejsce, ale siedem lat wcześniej odpadli już w drugiej rundzie.

Presją zupełnie nie przejmuje się Aleksander Owieczkin, jeden z liderów rosyjskiej drużyny. – Moim zdaniem naszą największą siłą jest mentalność. Jesteśmy Rosjanami i staniemy na wysokości zadania – mówi hokeista Washington Capitals. Oprócz niego z ligi NHL Bilaletdinow powołał na turniej olimpijski jeszcze 14 zawodników. Kolejnych dziesięciu gra na co dzień w rosyjskiej KHL.

Dla Owieczkina i Jewgienija Małkina najbliższe igrzyska będą trzecimi w karierze. W czwartych udział weźmie Ilja Kowalczuk, który w ubiegłym roku, rezygnując z ponad 70-milionowego kontraktu, zamienił grę w New Jersey Devils na występy dla SKA Sankt Petersburg. Takim samym dorobkiem wkrótce pochwalić się będzie mógł także Paweł Daciuk. Obaj byli w drużynie, która w 2002 roku w Salt Lake City zajęła trzecie miejsce.

O gwiazdach rosyjskiej ofensywy ma być w Soczi głośno, ale zdaniem ekspertów sporo zamieszania może wywołać też niespełna 18-letni prawoskrzydłowy Walerij Niczuszkin. W marcu ubiegłego roku jako kapitan doprowadził drużynę do brązowego medalu mistrzostw świata juniorów, dwa miesiące później podpisał kontrakt z Dallas Stars. Jeżeli na igrzyskach będzie grał z równą swobodą jak w NHL, może dać rodakom sporo radości.

Trenerzy krytykowani

Najwięcej komentarzy wywołał brak powołania dla Aleksandra Siomina, który z reprezentacją zdobył dwa złote medale MŚ. – Przed dwoma laty współpraca na linii Siomin-Daciuk-Owieczkin dała nam tytuł. Nie rozumiem, jak możemy teraz rozbijać ten tercet. To niedopuszczalne – grzmi trener Lokomotiwu Moskwa Jarosław Petr Worobiew. Bilaletdinow odrzuca krytykę. – Za zasługi jeszcze nikogo nie powołałem i nigdy tego nie zrobię. Na igrzyskach zagrają ci, którzy teraz mają dla drużyny najwyższą wartość – tłumaczy trener.

Klucz oczywisty, krytyka też, nie tylko u Rosjan. Kanadyjscy kibice zaskoczeni są brakiem w kadrze Claude'a Giroux, Martina St. Louis czy Joe Thorntona. Na razie głosy protestu są stonowane, ale po ewentualnych wpadkach w pierwszej fazie turnieju, rezygnacja z tak bramkostrzelnych zawodników zostanie sztabowi szkoleniowemu wytknięta z pełną mocą.

Trzon drużyny stanowić mają hokeiści, którzy zdobywali złoto w Vancouver, na czele z Sidneyem Crosbym, zdobywcą zwycięskiej bramki w finale 2010. Kapitana Pittsburgh Penguins wspierać mają przede wszystkim klubowy kolega Chris Kunitz, z którym łączy go niemal telepatyczne porozumienie, i superstrzelec Steven Stamkos. Kanadyjczycy postawili na zbilansowany skład, wybierając też napastników, którzy gwarantują równie mocną pracę w defensywie, takich jak Patrice Bergeron czy Jonathan Toews.

A właśnie niezwykle mocna defensywa, z Drew Doughtym, Duncanem Keithem i Sheą Weberem, ma być uzupełnieniem ataku. Lekka niepewność dotyczy obsady bramki – złoty medalista z Vancouver Roberto Luongo, Carey Price czy Mike Smith? Pewne jest tylko to, że kanadyjscy kibice tęsknią za Patrickiem Royem, jednym z najwybitniejszych bramkarzy w historii, który jak nikt inny potrafił uspokoić nerwy, choć medalu olimpijskiego nigdy nie zdobył.

Celem Kanadyjczyków jest obrona tytułu – jeżeli to się uda, Crosby i spółka będą pierwszą drużyną, która tego dokona od czasu wpuszczenia na olimpijskie parkiety hokeistów NHL. O swojej sile mówią otwarcie, o rywalach także.

– Każdy może wygrać. Nie można wskazać jednego zespołu i powiedzieć: „To będzie nasz największy rywal, tego obawiamy się najbardziej". Nikogo nie możemy lekceważyć – mówi dyrektor zespołu Kanady Steve Yzerman.

Szybko do ataku

Na pewno nikt nie może lekceważyć Amerykanów. Ich menedżer David Poile, trener reprezentacji Dan Bylsma i pozostali członkowie sztabu szkoleniowego olimpijskie puzzle składali przez cztery miesiące. – Musieliśmy ustalić, jak chcemy grać i jak chcemy funkcjonować jako grupa. Szukaliśmy zawodników wszechstronnych, agresywnych, cierpliwych i sprytnych. Stanęło na grupie, która daje nam największe szanse na sukces – tłumaczy Bylsma.

Wśród wybrańców znalazło się 13 hokeistów, którzy cztery lata temu zdobyli wicemistrzostwo. Nowa ekipa doświadczeniem drużynę z Vancouver bije na głowę, bo tam olimpijskim stażem mogło się pochwalić zaledwie trzech graczy.

Najmniej dyskusji dotyczyło obsady bramki – numerem jeden znów ma być Ryan Miller, MVP poprzednich igrzysk. Jego zmiennikami Jimmy Howard i Jonathan Quick, choć obaj w tym sezonie borykali się z kontuzjami.

Defensywa to mieszanka umiejętności i szybkości, dzięki której Amerykanie mają błyskawicznie przechodzić do ataków. Pewność w obronie gwarantują Ryan Suter, Kevin Shattenkirk, Brooks Orpik czy Ryan McDonagh. W ataku bogactwo opcji – na prawym skrzydle rywali gnębić mają Patrick Kane czy Phil Kessel, na lewym Zach Parise czy James van Riemsdyk. Środek to domena Ryana Keslera, który ma wreszcie spełnić oczekiwania kibiców i zostać niekwestionowanym królem swojej pozycji.

Kontrowersje? Choćby decyzja o pominięciu Bobby'ego Ryana, członka srebrnej ekipy z Vancouver, jednego z wyborowych snajperów NHL, który w ostatnich pięciu sezonach prezentował najrówniejszą formę. Trener Poile wolał bardziej wszechstronnych atakujących i postawił na swoim. Czas na rozliczenia dopiero po igrzyskach.

Po trzeci tytuł mistrzów olimpijskich do Soczi przylecą Szwedzi, z wieloma gwiazdami NHL. Graczem spoza tej ligi jest w 25-osobowej kadrze tylko Jimmie Ericsson, napastnik Skolleftei i starszy brat obrońcy Detroit Red Wings Jonathana, którego również zobaczymy w Rosji.

Tylko 12 dni

Par Marts jako jedyny z trenerów hokejowych gigantów uniknął kontrowersji. Największą niespodzianką jest powołanie 41-letniego prawoskrzydłowego Daniela Alfredssona, który dla „Trzech Koron" zdobył w 2006 roku złoto w Turynie. Kapitanem, zgodnie z oczekiwaniami kibiców, ma być Henrik Zetterberg, kolejny triumfator sprzed ośmiu lat.

Według ekspertów Szwedzi trafili do najsłabszej grupy. Mając za rywali Szwajcarię, Łotwę i Czechy, mogą pierwszą fazę zakończyć bez straty punktu, zyskując teoretycznie słabszych przeciwników w ćwierćfinale i półfinale. Taki scenariusz byłby wymarzony dla Nicklasa Backstroma – jeżeli utrzyma formę z NHL i nazbiera punktów w fazie grupowej, może się liczyć w walce o miano MVP turnieju.

Największą szansę na sprawienie niespodzianki przyznaje się Słowakom, drużynie, w której zobaczymy zaledwie siedmiu napastników grających w NHL. Przed IO 2010 też mało kto widział ich na podium, a ostatecznie zabrakło do niego niewiele – w meczu o trzecie miejsce Słowacy ulegli Finom. A może niespodziankę sprawią właśnie Finowie, którzy medale zdobywali i w Vancouver, i w Turynie?

Nie ma wątpliwości, czeka nas skondensowana hokejowa uczta z udziałem najlepszych drużyn świata. Olimpijski turniej trwa tylko 12 dni.

Kanada, Rosja, Szwecja i USA. Między tymi  gigantami ma się rozstrzygnąć walka o zwycięstwo w olimpijskim turnieju. Triumf innej drużyny byłby sensacją.

„To oni zagrają o wieczną chwałę" – poinformowała rozgłośnia radiowa „Głos Rosji" po ogłoszeniu kadry gospodarzy na igrzyska. Żartów nie ma. Wszystko, co dotyczy narodowej dyscypliny numer jeden, Rosjanie traktują śmiertelnie poważnie. Tym razem stawka jest wyjątkowa, bo przecież wybrańcy trenera Zinetuły Bilaletdinowa po raz pierwszy w historii o medal igrzysk walczyć będą przed własną publicznością.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Inne sporty
Czy peleton zwolni? Kolarze czują się coraz bardziej zagrożeni
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń