Kanada, Rosja, Szwecja i USA. Między tymi gigantami ma się rozstrzygnąć walka o zwycięstwo w olimpijskim turnieju. Triumf innej drużyny byłby sensacją.
„To oni zagrają o wieczną chwałę" – poinformowała rozgłośnia radiowa „Głos Rosji" po ogłoszeniu kadry gospodarzy na igrzyska. Żartów nie ma. Wszystko, co dotyczy narodowej dyscypliny numer jeden, Rosjanie traktują śmiertelnie poważnie. Tym razem stawka jest wyjątkowa, bo przecież wybrańcy trenera Zinetuły Bilaletdinowa po raz pierwszy w historii o medal igrzysk walczyć będą przed własną publicznością.
Tęsknota za ZSRR
Kibice marzą o wielkim turnieju. Pragnęliby Rosji niepokonanej, której dominacja ani przez chwilę nie będzie kwestionowana. Wspominają igrzyska w Sarajewie z 1984 roku, kiedy drużyna Związku Radzieckiego z Wiaczesławem Fietisowem, Igorem Łarionowem czy Siergiejem Makarowem zdobyła tytuł z bilansem 8:0. Od tej pory żadnemu z mistrzów nie udało się olimpijskiego turnieju zakończyć z kompletem zwycięstw.
Rosjanie zdobyli ostatnie olimpijskie złoto w hokeju, gdy ich kraj nazywał się Wspólnota Niepodległych Państw
Wielka historia – siedem triumfów ZSRR i jeden Wspólnoty Niepodległych Państw – to jednocześnie powód do dumy i bolesne przypomnienie, że pod własnym szyldem Rosja nadal czeka na sukces. Najbliżej było w Nagano w 1998 roku, pierwszych igrzyskach, do których dopuszczono zawodników z ligi NHL. Wówczas w finale Rosjanie ulegli Czechom, choć w fazie grupowej potrafili rywali pokonać.