Reklama

Wychowany tam, gdzie wszyscy rodzą się z nartami

Kamil Stoch. Ojciec powtarzał mu, że trzeba sto razy przegrać, ?by raz wygrać. ?Dziś syn jest mistrzem olimpijskim.

Publikacja: 10.02.2014 00:42

Na rodziców mógł liczyć zawsze. Gdy był mały, codziennie wozili go na treningi do Zakopanego. Wspierali w trudnych momentach, cieszyli po zwycięstwach. Jako psycholodzy uczyli zdrowego podejścia do sportu. Byli najważniejszymi osobami, zanim spotkał swoją przyszłą żonę.

Reklama
Reklama

Z Ewą Bilan, zakopianką o sportowej przeszłości (trenowała sztuki walki: judo, karate, kung-fu), poznali się podczas weekendu Pucharu Świata w Planicy. Nie ukrywa, że małżeństwo pomogło mu dorosnąć. Trzy tygodnie po ślubie, w sierpniu 2010 roku, wygrał zawody Letniej Grand Prix w Wiśle, cykl skoków na igelicie zakończył na drugiej pozycji. – To było przełomowe lato w mojej karierze. Uwierzyłem, że mogę wygrywać z najlepszymi ?– wspomina.

Kiedyś pielgrzymki ciągnęły do Wisły, by popatrzeć na dom Adama Małysza i odwiedzić pub u Bociana. Teraz każdy będzie chciał zobaczyć, jak wygląda Ząb, najwyżej położona wieś w Polsce, gdzie ludzie podobno rodzą się z nartami. Stamtąd pochodził Stanisław Bobak, tam przyszedł na świat Józef Łuszczek.

Stoch urodził się w Zakopanem, ale w Zębie wychował. Narty założył w wieku trzech lat, trzy lata później oddał swój pierwszy skok. Odległość – pięć metrów – jeszcze niewiele mówiła o jego możliwościach, ale skakanie spodobało mu się na tyle, że wkrótce zasilił szeregi Ludowego Klubu Sportowego Ząb.

– Nikt z nas nie myślał wtedy o profesjonalnym skakaniu. To była tylko zabawa – opowiadał w wywiadach. Kiedy miał 12 lat, pierwszy raz stanął na Wielkiej Krokwi, jako przedskoczek w zawodach Pucharu Świata w kombinacji norweskiej. Nie tylko nie pękł, ale osiągnął najlepszy wynik – 128 metrów. Ludzie przecierali oczy ze zdumienia, widząc cherlawego nastolatka, który ląduje dalej niż światowa czołówka w kombinacji. Talent potwierdził, wygrywając w Garmisch-Partenkirchen mistrzostwa świata młodzików.

Reklama
Reklama

12-letni Kamil Stoch: Chcę zostać mistrzem olimpijskim

Gdy w 2005 roku zdobył pierwsze punkty w Pucharze Świata, zaczęto go porównywać do Małysza. Podczas przedolimpijskiej próby w Pragelato zajął siódme miejsce, dwie pozycje przed „orłem z Wisły". – Nie chcę być jego następcą i zapewne nigdy nie będę. W życiu nie osiągnę tyle co on – powtarzał. Ale z biegiem czasu z tą myślą stopniowo się oswajał. – Dziś porównania do Adama traktuję jak życzenia „wszystkiego najlepszego" – tłumaczy.

Zmiana warty nastąpiła na finiszu sezonu 2010/2011. W swoim pożegnalnym konkursie w Planicy Małysz zajął trzecią pozycję, a Stoch był pierwszy. Przed wejściem na podium Kamil ubrany w strój góralski odtańczył zbójnickiego, zdjął kapelusz i ukłonił się odchodzącemu mistrzowi.

Szybko stał się liderem kadry i zaczął podążać śladami starszego kolegi. Rok temu zdobył mistrzostwo świata na dużej skoczni. Też w Val Di Fiemme, dokładnie w dziesiątą rocznicę tytułu Małysza. – Zawsze marzyłem o złocie MŚ, a może i igrzysk. Teraz wiem, że marzenia mogą się spełniać – nie ukrywał szczęścia. Chyba się nie spodziewał, że spełnią się tak prędko.

Stoch nigdy nie szukał tanich wymówek, nie narzekał na wiatr i gorszą pogodę. Nie bał się przyznać, że „dał ciała". Ostatnio nie musi tego robić często, jest w życiowej formie. Jeśli jej nie straci, w przyszłym miesiącu odbierze pierwszą Kryształową Kulę.

Reklama
Reklama

W wolnych chwilach o skokach nie myśli. – Głowa musi odpocząć – tłumaczy. Lubi spacerować po górach, latać szybowcem, w telewizji chętnie ogląda sporty motorowe i piłkę nożną. Udziela się charytatywnie. Skończył Zespół Szkół Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem, w 2012 roku obronił pracę magisterską na krakowskiej AWF.

W ostatnim plebiscycie „Przeglądu Sportowego" ?na 10 najlepszych sportowców Polski przegrał ?z Justyną Kowalczyk. ?Dziś triumfuje.

Na rodziców mógł liczyć zawsze. Gdy był mały, codziennie wozili go na treningi do Zakopanego. Wspierali w trudnych momentach, cieszyli po zwycięstwach. Jako psycholodzy uczyli zdrowego podejścia do sportu. Byli najważniejszymi osobami, zanim spotkał swoją przyszłą żonę.

Z Ewą Bilan, zakopianką o sportowej przeszłości (trenowała sztuki walki: judo, karate, kung-fu), poznali się podczas weekendu Pucharu Świata w Planicy. Nie ukrywa, że małżeństwo pomogło mu dorosnąć. Trzy tygodnie po ślubie, w sierpniu 2010 roku, wygrał zawody Letniej Grand Prix w Wiśle, cykl skoków na igelicie zakończył na drugiej pozycji. – To było przełomowe lato w mojej karierze. Uwierzyłem, że mogę wygrywać z najlepszymi ?– wspomina.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Wioślarstwo
Polskie wiosła na fali. Nasi medaliści wrócili z mistrzostw świata w Szanghaju
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Inne sporty
Kolejny sukces Polaków w Himalajach. Andrzej Bargiel zjechał na nartach z Everestu
Wspinaczka
Aleksandra Mirosław znów pobiła rekord świata. Złamanie magicznej granicy coraz bliżej
Inne sporty
Ciężar życia i okruchy szczęścia. Recenzja biografii Agaty Wróbel
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Inne sporty
Polski zespół pojedzie w Rajdzie Dakar Classic legendarną ciężarówką
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama