Jedną z nowości wprowadzonych w tegorocznych zimowych igrzyskach olimpijskich jest konkurs drużynowy łyżwiarzy figurowych. Każdy kraj, który brał udział w zmaganiach, musiał wystawić solistkę, solistę, parę sportową oraz parę taneczną. Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) i Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU) doszły do wniosku, że włączenie do programu najważniejszych zawodów sportowych rywalizacji zespołowej zapobiegnie wąskiej specjalizacji. Niegdyś bywało tak, że jedno państwo stawiało przede wszystkim na solistów, inne wolało wychować znakomitych tancerzy.
Krytycy zmian przekonywali, że konkurs drużynowy będzie polem zmagań łyżwiarzy, którzy nie uzyskali kwalifikacji do zawodów indywidualnych. Dlatego, gdy będzie trwał, widzowie wybiorą inny kanał. Ale okazało się, że najlepsi zawodnicy jeżdżą dla swojej ojczyzny równie ochoczo, jak dla własnej chwały.
Najbardziej wyrazistym tego przykładem jest reprezentacja Rosji, podwójnie zmotywowana do odnoszenia sukcesów. Po pierwsze – jest gospodarzem igrzysk. Po drugie – dziennikarze oraz eksperci, zwłaszcza ci zza Atlantyku, postawili krzyżyk na rosyjskim łyżwiarstwie figurowym. Tymczasem Rosjanie biorą głęboki oddech i pokazują, że nie przez przypadek przez lata rządzili na lodowiskach całego świata.
W konkursie drużynowym odbyło się osiem konkurencji. W pięciu z nich rosyjscy łyżwiarze zwyciężyli. Dwa razy zajęli trzecie miejsca, raz reprezentant Rosji został sklasyfikowany na drugiej pozycji. Zawodników, którzy tego dokonali, nie można nazwać łyżwiarską drugą ligą.
Niekwestionowanym gwiazdorem rosyjskiej drużyny jest Jewgienij Pluszczenko. Do samego końca nie było wiadomo, czy mistrz olimpijski z Turynu (2006) wystąpi w Soczi. Jednak Rosyjski Komitet Olimpijski postanowił, że 31-latek zasługuje na występ w igrzyskach bardziej niż młodszy o 13 lat Maksym Kowtun. Na razie działacze nie mogą żałować swojej decyzji.