Słońce wreszcie świeciło dla pani?
Justyna Kowalczyk:
Słońce to dziś było uderzenie ciepła, przez nie przebiegłam najcięższe 10 km w życiu, na ostatnim podbiegu robiło mi się ciemno w oczach, ciało cierpiało, ale skoro wygrałam – niech będzie, słońce było w porządku.
Niech pani powie parę słów o tym złotym biegu...
Gdy stanęłam na starcie, pomyślałam, że zaryzykuję. Albo wygram, albo będę dwudziesta. Obawiałam się, że na pierwszej części trasy, tej łatwej, będę tracić. Dlatego pobiegłam najszybciej, jak można, bo jak stracę wiele, to później się nie wygrzebię. Gdy wjeżdżałam na stadion w połowie dystansu, miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Wprawdzie złapałam Heidi Weng, ale wiedziałam, że później są zjazdy, zakręty i tam, być może odpocznę, a później, na ostatnim podbiegu, prawie padłam.