Reklama
Rozwiń

Gorący całus od żony

Kamil Stoch drugi raz mistrzem olimpijskim. Na dużej skoczni wyprzedził Noriakiego Kasai i Petera Prevca.

Publikacja: 17.02.2014 01:00

Kamil Stoch po sukcesach w Soczi został honorowym ambasadorem polskiego lotnictwa

Kamil Stoch po sukcesach w Soczi został honorowym ambasadorem polskiego lotnictwa

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Nie byłoby prawdą napisać, że ten medal kogoś zaskoczył. Kamil Stoch wystartował z pozycji kandydata do złota i ciężar oczekiwań wytrzymał po mistrzowsku.

Pierwszą serię wygrał, w drugiej, gdy kaukaskie wiatry trochę zaczęły mieszać w klasyfikacji, zrobił tyle, by nie dać się dogonić kilku groźnym rywalom. Najgroźniejszy okazał się, czapki z głów, 41-letni Japończyk, postać już legendarna, ale to nie legenda pomnikowa. Niech trwa w skokach jak najdłużej.

Konkurs zaczął się od czekania. Prawdę mówiąc, wiatr tym razem bardzo pomógł polskim dziennikarzom pędzącym znad Morza Czarnego, z hali Adler Arena, gdzie Zbigniew Bródka wygrywał niezwykły wyścig panczenistów na 1500 m.

Serię próbną odwołano, na pierwszą autobus zdążył. Gdy polski kontyngent medialny wdrapał się w pośpiechu po betonie na swe pozycje przy zeskoku, właśnie ruszyli. W późny sobotni wieczór na początku wydawało się, że będą rządzić młodzi: Michael Hayboeck, Marinus Kraus, Reruhi Shimizu czy Gregor Deschwangen. W seriach treningowych idzie im zwykle dobrze, popisują się, rozwijają skrzydła i nimi łopocą, ale gdy przychodzi do zawodów, jeszcze nie wiedzą, co zrobić z tą młodością.

O medale walczyła czwórka. Zanim Kamil Stoch ustawił się w konkursie tam, gdzie chciała go widzieć cała Polska, kolejność wyglądała tak: prowadził Kasai, zaledwie 0,4 pkt przez Severinem Freundem i 6,1 pkt przed Peterem Prevcem. Wielkie szare żagle ochronne przymocowane do zbocza po prawej stronie rozbiegu (patrząc z belki startowej) trochę się wydymały, ale skoki szły sprawnie.

Stoch chwilę czekał, a gdy z monitora wiatru zniknęły czerwone strzałki, ruszył, jak zwykle spokojny i skupiony. Leciał długo, skoczył prawie tam, gdzie czerwona linia wskazywała rozmiar skoczni – 139 m. Tyle co Kasai, ale co tu porównywać: w kwestiach stylu lotu, a zwłaszcza lądowania Japończyk wzorem dla Polaka nie jest. Na szczęście sędziowie też to wiedzą i przekładają na właściwe oceny. Podmuchy niczego nie zmieniły, Polak został liderem, 2,8 pkt przed mistrzem z Japonii.

Maciej Kot i Jan Ziobro byli w tym konkursie na dobrych pozycjach, choć nie na pierwszym planie. Kot po pierwszej serii był 12., Ziobro 16. Jeśli ktoś pomyślał, że to mało, nie miał racji. Zwłaszcza Kot musiał pokonywać złośliwości natury i pokonywał nie tylko bezpiecznie, ale i efektownie, choć odległości tego nie pokazują.

Problem jest z Piotrem Żyłą. Na rozbiegu baletmistrz – zanim wygnie się i ustawi, kolana złączy i rozłączy, ręce powygina, tułów zegnie pod stosownym kątem, jest już w połowie drogi do progu. Efekt tych wygibasów niezbyt dobry, prędkość nieduża, odległość też – 118 m – i drugiego tańca nie było.

Seria finałowa przyszła szybko, choć niecierpliwość narastała i ten ostatni skok chciało się widzieć już, natychmiast. Po drodze do polskiego szczęścia jednak parę przystanków być musiało. Rosjanie zobaczyli Dmitrija Wasiliewa, który wylądował na prawie płaskim – 144,5 m, ale ciśnienia nie wytrzymał i skok podparł. Swojego gieroja jednak miejscowi mają, mogą mówić, że dalej od niego nikt nie poleciał, choć Dima zajął 26. miejsce.

Szwajcarzy zobaczyli, że Deschwangen, owszem, jest zdolny, ale jeszcze na wiatry z tyłu mało odporny. Simona Ammanna zaś zgubił pęd technologiczny – jeden z prywatnie obstalowanych tytanowych butów, którymi tu straszył konkurencję, po prostu pękł i wielki Szwajcar przed dziennikarzami też pękł, zalał się łzami, bo tak bardzo chciał raz jeszcze zachwycić świat przed odejściem do życia inżyniera.

Zawiedzionych było więcej, bo to i Thomas Morgenstern (nie awansował do drugiej serii), i Gregor Schlierenzauer – siódmy, ale jakie to miejsce dla skoczka, który ma ego wyższe od góry Aibga.

Prevc wygrał pojedynek z Freundem o brąz. Kasai skoczył 133,5 m, to kazało nam wstrzymać się z wiwatami. Stoch tym razem nie trafił z odbiciem, jak chciał. Normy ma wysokie, potem nazwał skok nieudanym, nawet jeśli tak, to niech zawsze wygrywa konkursy olimpijskie takimi nieudanymi próbami.

Sędziowie przedłużyli do maksimum oczekiwanie na notę Stocha. Trybuny szumiały, media też, wreszcie tablica rozbłysła, stadion Ruskie Gorki huknął pod czarne niebo, jedynka przy polskim nazwisku tłumaczyła wszystko.

Runda honorowa na ramionach Ziobry i Kota, uścisk starego japońskiego mistrza, radość Słoweńca, to już znamy. Nowy był całus od żony, pani Ewa przyleciała do Soczi nagle, wyskoczyła ze skrzyni (dosłownie!) w wiosce olimpijskiej i w tym złocie też ma swą mądrą kobiecą zasługę.

Łukasz ?Kruczek, trener kadry skoczków

Łza popłynęła z niejednego oka, mojego też. Podwójny mistrz olimpijski, trzeci skoczek na świecie, któremu to się udało. Mamy nowe karty historii polskiego sportu. Daliśmy radę policzyć szybko wyniki w drugiej serii, więc wyszło nam, że Kamil wygra. Więcej nerwów było, mimo wszystko, w pierwszej, gdy wiatr dodawał dramaturgii zawodom i pech mógł inaczej ułożyć kolejność.

Nie myślę teraz o sobie, że jestem wielkim trenerem. Jeśli już, to tworzymy dobrą grupą trenerską. Dużo jest jeszcze do zrobienia. Przed nami długi sezon.

Nigdy nie planuję medali, nie określam takich celów. Myśl, że możemy zdobyć złoto zawsze się pojawia, ale staramy się ją ucinać, to wprowadza dekoncentrację. Staramy się skupiać na zadaniach treningowych. Powtarzam to zawsze: medal to nagroda za dobrą pracę. Dla mnie to jedyna recepta – widzieć drogę, a nie cel.

—w Esto-Sadok ?notował Krzysztof Rawa

Kamil Stoch, Jan Ziobro, Maciej Kot i Piotr Żyła walczą o medal

Na Ruskich Gorkach pozostał ostatni konkurs – drużynowy. Polacy w mistrzostwach świata w Val di Fiemme zdobyli minionej zimy brąz i to jest tylko jeden z kilku powodów, by w nich wierzyć.

Niedzielny trening trochę zmienił zdanie tych, którzy już widzieli w drużynie Dawida Kubackiego. Nie skakali Kamil Stoch (odbierał na Olympic Plaza drugi złoty medal) i Jan Ziobro. Maciej Kot, pewniak w drużynie, potrzebował szlifu. Z polskiego punktu widzenia chodziło tylko o to, czy jako czwarty wystartuje Kubacki czy Piotr Żyła.  Po trzech seriach 2:1 wygrał Żyła. Kto lubi precyzyjne porównania: Dawid w poszczególnych seriach skakał 121,5; 125,5 i 127 m, a jego kolega: 126,5; 126 ?i znów 126 m.

O formę Kota możemy być spokojni, w trzeciej próbie skoczył pod 130 m.

Stoch to gwarancja wielu punktów, a przeliczenia z konkursu indywidualnego na dużej skoczni też wypadają dobrze. Tę liczbową zabawę wygrali Japończycy, przed Polakami, Słoweńcami, Niemcami i Norwegią.

Najwięcej pytań w kwestii startu drużynowego dotyczy teraz Austriaków. Po raz pierwszy od mistrzostw świata w Oberstdorfie w 2005 roku ekipa Alexandra Pointnera nie zdobyła w zawodach mistrzowskich żadnego medalu indywidualnego. – Jesteśmy w tyle pod względem technologii. Teraz do szczęścia trzeba dołożyć walkę w kwestii materiałów, z jakich robi się kombinezony, a także wiązania i buty – twierdził rozżalony Gregor Schlierenzauer.

Pointner musiał przepraszać za żenujący akt szpiegostwa, jakiego dopuścił się jeden z trenerów jego sztabu, gdy kilka dni temu fotografował wiązania innych skoczków z miejsca, w którym nie wolno było mu przebywać. Kryzys w ekipie trwa, trener nowego kontraktu już chyba nie dostanie. Bardzo wysoko oceniane są natomiast akcje Japończków.

—Krzysztof Rawa z Soczi

Nie byłoby prawdą napisać, że ten medal kogoś zaskoczył. Kamil Stoch wystartował z pozycji kandydata do złota i ciężar oczekiwań wytrzymał po mistrzowsku.

Pierwszą serię wygrał, w drugiej, gdy kaukaskie wiatry trochę zaczęły mieszać w klasyfikacji, zrobił tyle, by nie dać się dogonić kilku groźnym rywalom. Najgroźniejszy okazał się, czapki z głów, 41-letni Japończyk, postać już legendarna, ale to nie legenda pomnikowa. Niech trwa w skokach jak najdłużej.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Kolejne medale i polskie rekordy w Budapeszcie
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Inne sporty
Kolarstwo. Zakażą stosowania tlenku węgla?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku