Norwegia wróciła

Justyna Kowalczyk i Sylwia Jaśkowiec piąte w drużynowym sprincie.

Publikacja: 19.02.2014 22:49

Sylwia Jaśkowiec wspierała Justynę Kowalczyk i efektem tego był awans do finału

Sylwia Jaśkowiec wspierała Justynę Kowalczyk i efektem tego był awans do finału

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Ktoś wspominał nawet o piątym polskim medalu, ktoś inny przekonywał, że to niemożliwe, ale przed drużynowym sprintem kobiecym stylem klasycznym tak naprawdę nie wiedzieliśmy, jakie są połączone możliwości Justyny Kowalczyk i Sylwii Jaśkowiec.

To konkurencja, w której kibice widzieli panią Justynę bardzo rzadko. W tegorocznym Pucharze Świata biegła raz, z Agnieszką Szymańczak w styczniu w Novym Meste. Wtedy Polki nie wyszły poza półfinał.

Wróciła zima

Kroniki olimpijskie sprintu drużynowego też są krótkie: zaczyna je rywalizacja w Turynie, w Vancouver wygrały Niemki Evi Sachenbacher-Stehle i Claudia Nystad. Mistrzyniami świata z Val di Fiemme są Amerykanki Jessica Diggins i Kikkan Randall. Ciekawa sprawa – w tej konkurencji nigdy wcześniej złota nie zdobyły Norweżki.

W olimpijskim ośrodku biegowym Laura, wreszcie wyglądającym jak ośrodek sportów zimowych, bo śnieg zakrył wszystkie ślady niedawnej odwilży, na starcie stanęło 16 par. Miało stanąć 17, ale w ostatniej chwili wycofały się Ukrainki, wbrew interpretacji niektórych mediów, wcale nie z przyczyn politycznych, tylko prozaicznych – jedną z uczestniczek zmogła kontuzja, bo dziewczyna zderzyła się z serwismenem podczas rozgrzewki.

– Rozmawiałam nie raz z koleżankami z Ukrainy, znamy się, żadna nie wspominała o związku igrzysk z sytuacją na Majdanie – powiedziała później Justyna Kowalczyk.

Panie biegały na zmianę sześć pętli o długości 1250 m, w polskiej sztafecie zaczynała pracę Sylwia Jaśkowiec, co oznaczał kolor czerwony koszulki i numer 13-1, Justyna Kowalczyk dostała koszulkę błękitną i nr 13-2. Awans do finału: po dwie najszybsze pary z każdego półfinału plus sześć z najlepszymi czasami. Zmiany są więc szybkie, emocje duże, odpoczynku tyle, by złapać jeden dłuższy oddech i już. Równie mocno pocą się serwismeni, bo mają niecałe trzy minuty na odświeżenie pary nart. To też ich wyścig.

Przed startem wiadomo było, że zrezygnowała Szwedka Charlotte Kalla, bo wizja zabrania Norweżkom w sobotę złota na 30 km stylem dowolnym jest zbyt kusząca. Do domu w związku ze śmiercią brata wyjechała rozbita Astrid Uhernholdt Jacobsen, więc Norwegia postawiła na Marit Bjoergen i Ingvild Flugstad Oestberg – pytanie, czy będzie to kolejna wstydliwa porażka, wisiało w powietrzu. Wyjaśnienie dość słabej formy biegowej Norwegii w środku igrzysk to była i jest jedna z największych sportowych zagadek w Soczi, tłumaczenie, że to wpadka ze smarami, niewielu przekonało.

Półfinały były zajmujące, trzynastka pecha nie przyniosła. Polki pojechały tak, jak należało oczekiwać: jedna z misją minimalizacji strat, druga z programem ich odrabiania. Na tablicy świetlnej widać było wynik tych starań: po pierwszej zmianie Sylwia siódma (czyli ostatnia), po drugiej Justyna druga, za Finką. Gdy Słowaczkom przytrafiło się potknięcie, Jaśkowiec dobiegała do strefy zmian na szóstym miejscu, ale nie tak daleko za rywalkami, by Kowalczyk mogła cieszyć nas wyprzedzaniem, zwłaszcza gdy było pod górkę.

Bez znieczulenia

Finki, Aino-Kaisa Saarinen i Kerttu Niskanen, tak czy owak uciekły, miały najlepszy czas wśród wszystkich uczestniczek, ale pani Justyna po ładnym finiszu wyprzedziła na ostatniej prostej Rosjankę Julię Iwanową, drugie miejsce oznaczało awans bez patrzenia na czasy. W drugim półfinale najszybsze były Norweżki (smary działały bez zarzutu) przed Szwedkami, blisko nich Amerykanki. Mieliśmy więc pojęcie, na co stać Polki, czwarty wynik w eliminacjach poruszył wyobraźnię, choć nie aż tak, by od razu wierzyć w piąty medal.

Medalu nie było, choć w finale Polki pobiegły prawie o 15 sekund szybciej, ale Norweżki aż o 40. Marit i Ingvild trochę zabiły emocje: uciekły wcześnie Finkom, Finki były za mocne dla Szwedek i Niemek, a Kowalczyk i Jaśkowiec, choć dzielnie trzymające się piątego–szóstego miejsca, nie mogły wiele przyspieszyć.

– W półfinale pierwszy raz biegłam bez środków znieczulających stopę i poszło w miarę dobrze. W finale już trzeba było coś podać, gdy usiadłam, zdjęłam buty i nie bardzo mogłam wstać. Mówiłam wcześniej doktorowi, że nic nie trzeba, ale się ze mnie śmiał i miał rację. Finał był bardzo trudny. Zresztą wszystkie biegi są trudne. Muszę pochwalić Sylwię. W eliminacjach była trochę spięta, trochę jej nie szło, ale w finale naprawdę dawała radę. Trochę szkoda, że nie wytrzymała ostatnich zakrętów ostatniej zmiany, ale piąte miejsce na igrzyskach to jest dobry wynik. Trener Hudac i sama Sylwia mieli przecież obawy, czy będzie finał. Zostawiłyśmy za sobą wielkie postacie sprintów narciarskich. Trzeba nam gratulować – mówiła Justyna Kowalczyk.

Gdy to mówiła, kończył się właśnie sprint drużynowy mężczyzn. Polaków (Macieja Staręgi i Macieja Kreczmera) w finale nie było, ale finisz Finów, Rosjan i Niemców będzie dyskutowany jeszcze długo. Na ostatniej prostej prowadził Iivo Niskanen, zaatakował go Tim Tscharnke, szykował się do ataku Nikita Kriukow. Niemiec jednak zaczepił nartę Fina, padł, przeszkodził  Rosjaninowi i finisz stracił urodę. Brąz dostali bez wysiłku Szwedzi. Protesty wpłynęły, ale na podium kwiatowym było jak na mecie, więc może podobnie będzie z medalami.

Do zobaczenia ?w sobotę

Spiskowe teorie lub kpiny dotyczące przygotowań kobiecej ekipy norweskiej zostały elegancko uciszone. Moc ukryta w tonach sprzętu przywiezionego do Soczi i w nogach norweskich dziewczyn została wyzwolona.

– Na takie sześć odcinków organizmy różnie reagują, widać to było i dziś. Rosjanki ścigały się z nami w eliminacjach, w finale już nie. Niemki były wcześniej daleko za nami, teraz nas wyprzedziły – podsumowała Justyna Kowalczyk, twierdząc, że sama konkurencja jej się podoba, choć może w stylu dowolnym byłoby lepiej, a najlepiej, gdyby ona biegła stylem klasycznym, a Sylwia łyżwowym. Takiej sztafety niestety jeszcze nie ma.

Ciąg dalszy igrzysk z panią Justyną w sobotę, od 10.30. Maraton, wielki finał, przewidzieć, co się stanie, nie sposób.

Ktoś wspominał nawet o piątym polskim medalu, ktoś inny przekonywał, że to niemożliwe, ale przed drużynowym sprintem kobiecym stylem klasycznym tak naprawdę nie wiedzieliśmy, jakie są połączone możliwości Justyny Kowalczyk i Sylwii Jaśkowiec.

To konkurencja, w której kibice widzieli panią Justynę bardzo rzadko. W tegorocznym Pucharze Świata biegła raz, z Agnieszką Szymańczak w styczniu w Novym Meste. Wtedy Polki nie wyszły poza półfinał.

Pozostało 93% artykułu
Inne sporty
Mistrzostwa świata w pływaniu. Polacy jadą do Budapesztu po medale
Inne sporty
Natalia Sidorowicz odniosła życiowy sukces. Czy pójdzie za ciosem?
Inne sporty
Sergij Bezuglij i Mariusz Szałkowski poprowadzą reprezentację
szermierka
Sankcje działają. Aliszer Usmanow nagle rezygnuje
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
kajakarstwo
Polskie kajakarki mają nowego trenera. Zbigniew Kowalczuk zastąpi Tomasza Kryka