Reklama
Rozwiń

Od Adlera przez Laurę do żałoby

Olimpijski alfabet na pożegnanie z Soczi.

Publikacja: 22.02.2014 11:00

Kanadyjczycy zdobyli srebrny medal w drużynowej jeździe figurowej – nowej konkurencji olimpijskiej

Kanadyjczycy zdobyli srebrny medal w drużynowej jeździe figurowej – nowej konkurencji olimpijskiej

Foto: TOPSHOTS/AFP, Damien Meyer Damien Meyer

Krzysztof Rawa ?z Soczi

A

– jak Adler. To dzielnica Soczi, w której jest port lotniczy oraz park olimpijski, a w nim główne obiekty igrzysk. Z tej przyczyny dzielnica była wyraźniej od innych ogrodzona i strzeżona. Adler to także nazwa hali, w której Zbigniew Bródka zdobył złoty medal olimpijski w łyżwiarstwie szybkim. Rozświetlony Adler widziany z góry w nocy – pierwszy i ostatni widok tych igrzysk. Efektowny.

B

– jak Bródka. Zbigniew Bródka, polski strażak z Łowicza, który zabrał Holendrom złoto na dystansie 1500 m. Wygrał o 3 tysięczne sekundy. Wyczyn strażaka Bródki spowodował pożar w kręgach ministerialnych i być może w Polsce powstanie wreszcie kryty tor łyżwiarski, który ten pożar ugasi.

C

– jak czaj. Odkrycie, że w Kraju Krasnodarskim rosną krzewy herbaciane (to jedyne takie miejsce w Rosji), było jednym z najmilszych na igrzyskach. Po pierwsze gorący czaj ratował zmarzniętych dziennikarzy, po drugie kosztował 26,5 rubla (czyli mało) w sklepach na nizinach i 56 rubli (wciąż niedużo) za całą paczkę w ośrodkach górskich. Piwo lokalne to 50–70 rubli za małą flaszkę. Czaj wygrywa. Do tego dodajmy panie herbaciarki, te od samowarów, uosobienie słowiańskiej życzliwości, pogody ducha i całkowitej odporności na wyniki rywalizacji olimpijskiej.

D

– jak Domraczewa, Daria Władzimirowna. Biatlonistka, która zdobyła trzy złote medale indywidualnie. Od tej chwili należy ją nazywać także tytułem Bohaterki Białorusi, nadanym przez prezydenta Łukaszenkę. Pierwsze medale w biatlonie, w wieku gimnazjalnym, zdobywała dla Rosji, ale wkrótce wróciła na łono ojczyzny i obiecała tam trwać do końca.

E

– jak Endurance. Nazwa jednej z górskich wiosek olimpijskich. W tej mieszkała Justyna Kowalczyk. Cecha charakterystyczna: drewnianie domki, prześliczny widok na góry z jednej strony, trasy biegowe obok z drugiej. Przy wejściu napis, że to wszystko, łącznie z prowadzącym doń wyciągiem, należy do Gazpromu i w Gazpromie po igrzyskach pozostanie.

F

– jak Fiszt. To nazwa stadionu olimpijskiego, jak wiele innych wzięta z gór Kaukazu. Stadion udany, zwłaszcza dach z poliwęglanu, ale mówienie i pisanie, że inspiracją architektów były ulubione przez carów jaja-klejnoty Fabergé, wygląda na nieco naciągane. Jaja Fabergé nie leżały połówkami na boku. Tylko w nocy kolor się zgadzał, gdy dach świecił na tęczowo.

G

– jak Gorki. Pod tym hasłem kryło się na igrzyskach wiele, bo to i Gorki Media Center, i RusSki Gorki, a przede wszystkim Gorki Gorod, czyli kilka hoteli zbudowanych prawie do końca przy autostradzie Soczi – Krasna Polana, a dokładniej przy stacjach wyciągów sponsorowanych przez Sbierbank. W Gorki Gorodzie mieszkało wielu dziennikarzy, będą wspominać codzienne wjazdy i zjazdy kolejką linową, a niekiedy dwugodzinne czekanie w środku nocy na autobusik, gdy kolejka przechodziła półgodzinną konserwację. Ale jak już dojechali, to czekał hotel Gorki Panorama i śniadanie wydawane od 5 rano do południa.

H

– jak hotele. Z początku największa atrakcja igrzysk, bo w niektórych wykryto podwójne ubikacje oraz portrety prezydenta Putina, a nie wykryto ciepłej wody, elektryczności lub wieszaków. Z czasem atrakcja zbladła, zwłaszcza gdy okazało się, że baseny działają, telewizory też, śniadania są obfite, sprzątanie codzienne i pod koniec pobytu na ścianach pojawiły się obrazy.

I

– jak inność. Na ulicach Soczi o protesty było trudno, ale niekiedy je widziano. Aktywiści walczący o prawa człowieka i ochronę środowiska raczej nie dali rady, ale włoski desant dał – Vladimir Luxuria, określający się jako ani mężczyzna (choć formalnie nim pozostaje), ani kobieta (choć prowadzi damski tryb życia), przyznał (a) się z dumą do dwóch aresztowań: za niesienie hasła „Gay is OK" oraz za tęczowy ubiór na terenie olimpijskim. Policja w Soczi nie bardzo wie, o co chodzi. Amerykańskie media dorzuciły reportaż z klubu nocnego, w którym drag queens podczas uroczystości otwarcia igrzysk płakały szczerymi łzami, śpiewając hymn Rosji.

J

– jak Jewgienij Pluszczenko. Przykład, że jak wysoki urzędnik sportowy zechce, to mistrza z poważnym urazem kręgosłupa na olimpiadę pośle. Mistrz zdobył złoto w drużynie, ale solo już nie mógł, o czym opowiedział. Awantura była wielka, zaangażowała polityków, ale Pluszczenko miał szczęście, jego porażkę przesłoniła jeszcze większa klęska – czyli przegrana hokeistów Rosji 1:3 z Finlandią w ćwierćfinale.

K

– jak Kowalczyk Justyna, ze złota dziewczyna. Cóż, olimpijska saga o mistrzyni z Kasiny Wielkiej skończyła się pięknie, złoto na 10 km stylem klasycznym ze złamaną prywatnie stopą to był temat trzęsący czołówkami wielu gazet i portali. Pani Justyna pozostanie w naszych sercach i wspomnieniach także dlatego, że umiała ze swego sezonu przygotowań do igrzysk zrobić horror z radosnym zakończeniem. Swoją część sławy przypiszmy też trenerowi Aleksandrowi Wierietielnemu, który zaczynał rozmowy z dziennikarzami w Soczi od słowa „nie", ale stopniowo przechodził od „dzień dobry, nie" przez „dzień dobry, jak tu pójść, by was ominąć... " do „dzień dobry, nie będę gadał, bo idzie Justyna i wam wszystko to samo powie".

L

– jak Laura. Ośrodek sportów narciarskich na wysokości ponad 1400 m. Tam, gdzie Justyna Kowalczyk biegała i nieopodal mieszkała. Prawdę mówiąc, sam wjazd kolejką linową na Laurę dostarczał wielu doznań estetycznych, bo góry Kaukazu widziane stamtąd wydawały się jeszcze piękniejsze niż z dołu. Wszystko w Laurze było piękne, do tego człowiek czuł się tam niezwykle bezpiecznie: po drodze widać było liczne zamaskowane namioty z dobrym widokiem na bezkresne doliny. Tylko na samej górze jakoś nikt nie zamaskował małej wyrzutni rakietowej i towarzyszącego jej radaru.

Ł

– jak Łastoczka. Łastoczka to po naszemu jaskółka. W Soczi to także nazwa pociągu, który połączył areny igrzysk, góry z Morzem Czarnym, parkiem olimpijskim, lotniskiem i innymi dzielnicami Soczi. Jaskółka kolejowa ma kolor szaro-czerwony, siedzenia niebieskie i jeździła punktualnie. Ceny biletów od 70 do 112 rubli. Nie wiemy, czy linia jest dochodowa, ale koleje regionalne w Polsce chciałyby takie jaskółki. Tylko nazwa dodatkowa: „pociąg wielkiej prędkości" nieco mijała się z rzeczywistością, zresztą jakoś tak po cichu zniknęła z obiegu.

M

– jak miłość oczywiście. Miłość ponad podziałami, miłość zwycięska i snowboardowa. W tych igrzyskach dali przykład Vic Wild i Alena Zawarzina. On urodzony w White Salmon, stan Waszyngton, ona na Syberii. Wzięli ślub w 2011 roku, on zmienił obywatelstwo i w Soczi zdobył złoto dla nowej ojczyzny w snowboardowym slalomie równoległym. Ona w tej konkurencji wzięła brąz. Vic Wild mówi, że żony oraz Rosji, która mu tak pomogła, nigdy nie opuści, choć po rosyjsku jeszcze mówi słabo i nie do końca pojmuje kulturę tego wielkiego kraju.

N

– jak nagroda. Słowo klucz w długich opowieściach trenera Łukasza Kruczka o tym, że w jego rozumieniu celem trenowania skoków narciarskich nie jest medal, tylko medal jest nagrodą za trud dążenia do celu. Jeśli ktoś nie do końca rozumie tę subtelność, nich się nie martwi, wyniki chłopaków Kruczka wyjaśniają resztę.

O

– jak ogień olimpijski. O kosmicznej drodze świętego płomienia z Olimpii do znicza w parku olimpijskim w Soczi wszyscy pisali, o gasnących pochodniach zapalanych ręką rosyjskiego żołnierza też, ale w sercu igrzysk ogień płonął zwyczajnie, samo zapalenie znicza też nie wstrząsnęło widzami, choć ostatnimi członkami sztafety byli Władysław Tretiak i Irina Rodnina. Dopiero jak pani Irina zapłonęła słusznym gniewem na „współczesną wojnę informacyjną przeciw Soczi 2014" w internecie, to pojawiły się iskry. Poszło o to, że ktoś włamał się na konto twitterowe mistrzyni łyżwiarstwa i umieścił tam fotkę prezydenta Baracka Obamy z małżonką na bananie.

P

– jak Putin, Władimir Władimirowicz. Prezydent, pomysłodawca, patron i gospodarz igrzysk. Szczególnym patronatem objął hokej (wiadomo czemu), łyżwiarstwo figurowe (wiadomo czemu) i amerykańskie hokeistki (wiadomo czemu) oraz innych sportowców, którzy robili sobie z nim fotki, wrzucali na Facebooka, tylko niektórzy potem zaraz kasowali.

R

– jak Rosjanie. Chciałoby się napisać o wszystkich, ale wspomnijmy tylko o tych najlepszych, czyli rosyjskich wolontariuszach, o tym, że ich życzliwość, ciekawość świata, znajomość języków i uśmiech to wielka wartość tych igrzysk, może największa. Nie napiszemy zaś o Kozakach w strojach historycznych, którzy byli na tej olimpiadzie nie wiadomo po co, ale ładnie wyglądali.

S

– jak Stoch Kamil. Cóż tu jeszcze napisać, dwa złote medale igrzysk same zapisały co trzeba. Od drugiego tygodnia igrzysk pisać trzeba było: Stoch Kamil i Ewa. Małżonkę skoczka przywieziono mu w tajemnicy i rozpakowano w wiosce olimpijskiej. Eksperyment motywacyjny śmiały, ale, jak wiadomo, powiódł się. Pod literą S warto wpisać jeszcze strach o łokieć po upadku mistrza oraz sygnały o stochomanii, jakie dotarły z kraju. Na to skoczkowie odpowiedzieli manewrem oskrzydlającym i polecieli do Polski tak, by ich nie przyjmowano z przesadnymi honorami.

Ś

– jak świecące dachy. Z przekory chciał człowiek dać w tym miejscu śniadania w hotelu Gorki Panorama, ale jest o nich dobre słowo pod G. Przeto światło dachów obiektów w Adlerze – to też znak olimpijski Soczi. Na dachach i elewacjach miliony świecących diod wyświetlały co dusza zapragnie: od wyniku meczu toczącego się w hali po reklamy sponsorów igrzysk. Przyznajmy szczerze, najlepiej te reklamy i te wyniki widzieli żołnierze i policjanci latający nad parkiem olimpijskim helikopterami.

T

– jak Twitter. No i jeszcze Facebook. Tak, te igrzyska wygrały media społecznościowe, daleko przed zwykłymi. Wystarczyło popatrzeć na dziennikarzy z całego świata chwilę po jakimś decydującym finiszu, bramce lub skoku. Większość – kciuki w ruch, 140 liter w eter, gorąca fotka ze zdarzenia też. Igrzyska działy się najpierw w sieci, potem gdzie indziej. Telewizja nie nadążała. Prasa, hm... prasa komentowała.

U

– jak upadki. Było dużo, wśród Polek i Polaków też (m.in. Sylwia Jaśkowiec, Kamil Stoch, Maciej Staręga), ale najbardziej rozpoznany miała brytyjska narciarka Rowan Cheshire, która upadła nieszczęśliwie na twarz podczas treningu w konkurencji halfpipe. Straciła przytomność, odzyskała ją w szpitalu i natychmiast zrobiła sobie zdjęcie, po czym przesłała na konto portalu społecznościowego. Dzień przed Cheshire upadła niepodal Maria Komisarowa (slopestyle), złamała kręgosłup, jest już w szpitalu w Monachium. Tego samegpo dnia w Roza Chutor Extreme Park wypadki miała jeszcze trójka sportowców.

W

– jak wpadki organizatorów. Tak, pięć gigantycznych świetlnych płatków śniegu nie zamieniło się podczas uroczystości otwarcia w pięć kół olimpijskich, tylko w cztery z gwiazdką. Nie jest prawdą, że inżynier odpowiedzialny za mechanizm tej przemiany popełnił samobójstwo, nie został też zesłany do obozu pracy. Został z zespołem po godzinach i mechanizm naprawił, by przemiana zadziałała prawidłowo podczas uroczystości zamknięcia. Dorysowanie Polsce okręgu kaliningradzkiego na wirtualnej mapie przeszło w świecie bez echa. W okręgu kaliningradzkim też.

V

– jak Vanessa, Vanessa Mae (na oficjalnym zgłoszeniu do igrzysk Vanessa Vanakorn, nazwisko po tacie), skrzypaczka, która wystartowała w barwach Tajlandii w narciarstwie alpejskim. Zajęła ostatnie, 67. miejsce w slalomie gigancie, lecz dodajmy, że 22 rywalki wypadły z trasy lub się przewróciły, a ona nie. Trenowała do tego startu pół roku. Jako artystka pani Vanessa sprzedała ponad 10 mln płyt. Po rywalizacji wygłosiła następujące zdania: – W Soczi zrobili dobrą robotę. Trzeba bawić się życiem.

X

– jak X Games. Igrzyska w Soczi pokazały siłę sportów ekstremalnych i ten wyraźny kierunek zmian trzeba zauważyć. Nam może wydawać się to dziwne, bo mamy Justynę Kowalczyk i Kamila Stocha, lecz w USA, Kanadzie, zachodniej Europie, Australii, Rosji i Chinach zabawy w lodowych rynnach, na lodowych progach i muldach oraz dzikie wyścigi po śniegu to jest obecna twarz olimpiady. Dodajmy młoda i ładna, choć niekiedy pokiereszowana po upadku, co widać za chwilę w internecie (patrz litery U i T).

Y

– jak Yarnold Lizzy, czyli złota medalistka w skeletonie. Jest Brytyjką, trenuje od 6 lat. Była obiecującą siedmioboistką, gdy została zaproszona do programu UK Sport Girls4Gold Initiative. Jedna z 1500 dziewczyn skierowanych wstępnie do uprawiania skeletonu, potem zostało ich 120, 50, 20, 10, w końcu została Lizzy i długi. Pomógł ubezpieczyciel, u którego pracowała sezonowo. Dał na treningi i płozy, wyszło złoto. Taka brytyjska tradycja: zawsze mają medal, kiedy skeleton jest na igrzyskach, czyli sześć razy, dwa razy złoty.

Z

– jak zwierzęta. Zespołowo te igrzyska zdecydowanie wygrały psy, zwłaszcza bezdomne. Zagrożone eksterminacją zachowały się tak, że każdy chciał je ratować: były miłe, wesołe, nie narzucały się, ale umiały poprosić o jedzenie. Zawiązane naprędce w świecie komitety obrony psów w Soczi pomogły i wedle ostatnich obliczeń do Ameryki pojedzie co najmniej siedem psów z Esto-Sadok, przygarniętych przez sportowców. Pstrągi oraz inne ryby pływające kiedyś w rzece Mzymta niestety igrzysk nie przetrwały.

Ż

– jak żałoba, niechciana żałoba. Międzynarodowy Komitet Olimpijski w trosce o wizerunek igrzysk zabronił jej oznak. Najpierw norweska biegaczka narciarska Astrid Jacobsen nie mogła okazać smutku po śmierci brata, potem na kasku jednego z kanadyjskich snowboardzistów nie mogło znaleźć się wspomnienie zmarłej w 2012 roku gwiazdy tego sportu Sarah Burke, wreszcie nie pozwolono sportowcom ukraińskim umieścić czarnych wstążek na ramionach jako znaku pamięci o ofiarach zajść na Majdanie. Karta Olimpijska na to nie pozwala, nie tylko w Soczi.

Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Kolejne medale i polskie rekordy w Budapeszcie
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Inne sporty
Kolarstwo. Zakażą stosowania tlenku węgla?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku