Zostało nam tych emocji niemało, sobota może być piękna, choć prognozy przewidują chmurną odwilż, i helikoptery rzeczywiście latają nisko. Bieg masowy na 30 km stylem łyżwowym to jeszcze jedna próba charakteru, wytrzymałości piszczeli Kowalczyk, być może ostatnia w olimpijskiej karierze polskiej mistrzyni. Trasa rozpoznana, znów te sztywne podbiegi i ostre zakręty, znów rozmokły śnieg, który w dzień płynie, w nocy się zmraża, więc serwismeni siwieją ze stresu, jeśli wcześniej nie wyrwali sobie włosów.
Organizatorzy wymyślili, że na trasie w Laurze nie dość atrakcji i dodali jeszcze małą pętlę dla tych, które będą chciały zmienić narty – teraz trzeba kalkulować, czy opłaca się tracić kilkadziesiąt sekund na zmianę, bo to coś w rodzaju karnej rundy. Nie wiadomo, czy nowe smary zniwelują nadłożony dystans.
Ma wygrać Kalla
W nieśmiertelnej kwestii przymiarek do podium jak zawsze wymienia się cztery nazwiska: jedno szwedzkie, jedno polskie, dwa norweskie. Nawet szef ekipy Norwegii Egil Kristiansen mówi: złoto – Charlotte Kalla. Wzięła wolne od sprintów drużynowych, odpoczywała z dala od zgiełku, mało ćwiczyła, jeśli wierzyć wersji szwedzkiego trenera Richarda Gripa. Wersja o nagłej chorobie – nie do sprawdzenia, trasa pokaże. W każdym razie Charlotte wróciła z miniwakacji w ukryciu nad morzem, znów jest w górach, jej piątkowe przebieżki trudno było nazwać ciężkim treningiem.
Marit Bjoergen twierdzi, chyba szczerze, że mimo sygnałów poprawy formy, nie czuje się tak pewnie, by nie bać się Kalli, Kowalczyk i Therese Johaug. – Przeżyłam tu kilka wahań, wiem, że z dobrze posmarowanymi nartami też miałam słabsze chwile – mówiła.
A nasza Justyna trenuje z poważna miną, jak to ona, i daje dziennikarzom pole do domysłów, jak będzie wyglądał jej ponoć ostatni olimpijski bieg. Od Aleksandra Wierietielnego (wciąż chorego) też wiele się nie dowiemy, taka widać tradycja tych igrzysk, trzeba polegać na domysłach, rzuconych gdzieś w eter zdaniach i trochę kpiącym uśmiechu trenera. Być może od soboty trenera-emeryta, bo takie zdanie zarejestrowały mikrofony Polskiego Radia. – Czas kosić trawę – powiedział trener mistrzyni, i choć nie chce się wierzyć, to może być prawda.