Igrzyska się skończyły, medale rozdane, czas wrócić na ziemię. Szara rzeczywistość nie ominęła nawet mistrzów olimpijskich. Miejsce na podium nie było ich jedyną nagrodą. Otrzymali również premie pieniężne od sponsorów, komitetów olimpijskich czy związków sportowych. Duże premie. Nie umknęło to uwadze urzędów skarbowych. Państwo upomniało się o swoje.
Medal to nie zasługa
Najboleśniej spotkanie z fiskusem odczują sportowcy ze Stanów Zjednoczonych. Zdobyli oni w Soczi dziewięć złotych medali. Amerykański Komitet Olimpijski przewidział dla medalistów nagrody w wysokości 25 tys. dol. za złoto, 15 tys. za srebro i 10 tys. za brąz. Ale jako że USA są jednym z krajów, w których płaci się podatek dochodowy od sumy zarobionej za granicą, olimpijczycy muszą wpłacić do Skarbu Państwa 39,6 proc. otrzymanych nagród. Dodatkowo w Stanach obowiązuje podatek od metali szlachetnych. A złoto kosztuje 1260 dol. za uncję, więc trzeba rozliczyć się także z samego medalu, wartego obecnie ok. 566 dol.
Oznacza to, że amerykańscy mistrzowie olimpijscy z Soczi będą musieli oddać państwu 9900 dol. z premii plus podatek od kruszcu – razem ponad 10 tys. dol.
Dlatego senator John Thune, republikanin z Dakoty Południowej, przedstawił projekt ustawy zwalniającej medalistów olimpijskich z opłat skarbowych.
– W naszym kraju istnieje dziwna tendencja do karania podatkami ludzi, którzy odnoszą sukces. W przypadku olimpijczyków jest to najbardziej widoczne. Przez lata pracują oni ciężko na swoje osiągnięcia, reprezentują nasz kraj poza jego granicami, a potem wracają do domu i są uderzani olbrzymim podatkiem – mówił Thune.