Pierwszy z dwóch indywidualnych konkursów finału w Planicy wygrał Severin Freund przed Andersem Bardalem i Peterem Prevcem, ale my patrzyliśmy przede wszystkim na dwa skoki Stocha.
Po pierwszym był szósty, po drugim awansował i mógł się cieszyć jak na igrzyskach, jak po każdym z wygranych konkursów, a może jak nigdy wcześniej.
Dla polskich skoków to kolejna piękna chwila, do czterech kryształów Adama Małysza po siedmiu latach doszedł piąty Kamila Stocha i wszystko wskazuje na to, że ciąg dalszy nastąpi.
Konkurs był ciekawy, nie tylko dlatego, że Polak zdobył w nim główną nagrodę sezonu. Słoweńscy organizatorzy są przyzwyczajeni, że urok rywalizacji w Alpach Julijskich od zawsze tworzyły długie skoki, dlatego nie obawiali się przesadnie kaprysów wiatru i pozwolili na próby z dość wysokiej belki.
Pogoda czasem sprzyjała, czasem nie, ale skoczkowie robili, co należy. Zaczął trochę zapomniany mistrz z Austrii, Andreas Kofler, który pokazał młodszym, ile można bezpiecznie skoczyć na nowej Velikance – całe 134 m. Przykład podziałał, mieliśmy zaraz całą serię skoków powyżej 130 m, daleko lądowali i Norwegowie, i Austriacy. Także Maciej Kot – dziesiąty po pierwszej serii (potem jeszcze się poprawił i skończył konkurs na ósmym miejscu).