Holender nie wziął udziału w Tour de France z powodu kontuzji i we Włoszech był liderem zespołu Jumbo-Visma. Jego marzenia o zwycięstwie w Giro przekreśliły poniedziałkowe testy. – Czuję się dobrze, jestem bardzo rozczarowany – nie kryje Kruijswijk, który kilka dni temu w księżycowym krajobrazie podjazdu pod Etnę dojechał do mety w czołówce i po dziewięciu etapach był w klasyfikacji generalnej 11.
Jego ekipa wycofała się z wyścigu, podobnie jak Mitchelton-Scott. To decyzje zespołów, bo na Giro – w przeciwieństwie do Tour de France – nie ma restrykcyjnego protokołu nakazującego wykluczenie drużyny z rywalizacji w przypadku dwóch zachorowań.
Australijczyków z Mitcheltona w piątek rozbiła informacja o chorobie Simona Yatesa, który miał walczyć o zwycięstwo w Giro. Drużyna stała się ogniskiem koronawirusa, bo organizatorzy poinformowali, że pozytywny wynik testu miały cztery osoby z obsługi zespołu. Podobny los spotkał pracownika Ineos Grenadiers i AG2R oraz sprintera Michaela Matthewsa.
Lista startowa przypomina listę ofiar, 30 nazwisk jest przekreślonych. Nie jadą już w wyścigu Miguel Ángel López, Aleksandr Własnow i Geraint Thomas, który trzeciego dnia wyścigu połamał miednicę, bo wpadł na porzucony bidon.
Kłopoty omijają na razie grupę Bora-Hansgrohe i Rafała Majkę. Polak zawiódł wprawdzie na wietrznej czasówce-zjeździe z Monreale do Palermo, ale tam męczyli się wszyscy faworyci. Kiedy na trasie pojawiły się trudne podjazdy – pod Etnę oraz do Roccaraso – Polak był z najlepszymi, pokazując, że choć niskich temperatur nie lubi, to przyjechał do Włoch w doskonałej formie. Na razie jest ósmy.