Supergigant wygrał Włoch Dominik Paris, superkombinację Francuz Alexis Pinturault, pozostałe konkurencje Norweg i Szwed. Nie tak miało być, ale Austriacy za bardzo się nie krzywili – bawiono się świetnie, fajerwerki wystrzeliły, tradycja przetrwała i wszystkie konkurencje rozegrano, choć najważniejszą – zjazd, w wersji okrojonej o połowę.
W sprawie zjazdu nie można było podjąć innej decyzji – na szczycie Hahnenkamm zaległa w sobotę gruba mgła, rzucać się w przepaść na ślepo nie było sensu. Streif jest za groźny na takie pomysły, więc zjazdowcy jechali minutę zamiast dwóch, ale emocji i tak wystarczyło dla 45 tysięcy widzów na mecie.
Mimo skrócenia dystansu Jansrud jechał niekiedy z prędkością ponad 135 km/ /godz. Za każdą sekundę zjazdu otrzymał 1547 bardzo mocnych franków szwajcarskich. Z rekordowej puli nagród (750 tysięcy CHF) dla zwycięzcy przeznaczono 90 tysięcy, tej kwoty nie przepołowiono. Za Norwegiem ledwie o 0,02 s był Paris, więc trudno, by publiczność, stale wzmacniana kubkami grzanego wina, nie była chętna do wiwatów.
Slalom też był zagrożony, bo gdy mgła się uniosła w niedzielę, nad Kitzbühel nadeszły potężne śnieżne chmury i, jak to nieraz bywało, do akcji musiała wkroczyć setka żołnierzy z batalionów górskich austriackiej armii. W ramach ćwiczeń przygotowała stok Ganslern, na którym Szwed Hargin wyczyniał w drugim przejeździe rzeczy niezwykłe i wyprzedził nawet austriackiego lidera PŚ Marcela Hirschera.
W 75. Hahnenkamm Rennen polskie narciarstwo alpejskie nie miało wielkiego udziału, ale dobre 12. miejsce (i 1200 CHF) dla Macieja Bydlińskiego w superkombinacji warto zauważyć. Przedostatnią, 57., pozycją Michała Jasiczka w pierwszym przejeździe slalomu chwalić się, niestety, nie można.