Cztery lata temu drużyny Anglii i Afryki Południowej grały w finale w Jokohamie, rugbyści z Afryki wygrali wówczas 32:12 pozostawiając drużynę Red Roses (czerwona róża to herb angielskiej reprezentacji) w przekonaniu, że do przełamania tej dominacji trzeba nadzwyczajnej mobilizacji. Czas minął szybko, ale bukmacherzy w 2023 roku nadal byli przekonani, że RPA ma reprezentację znacznie mocniejszą od angielskiej, nawet jeśli rywale byli jedyną drużyną, która przeszła fazę grupową obecnego PŚ bez porażki, także w ćwierćfinale prezentowała się doskonale, pięć meczów, pięć zwycięstw (z Argentyną, Japonią, Chile, Samoa i Fidżi) – to dawało nadzieję w kraju, który wymyślił rugby.
W sobotni wieczór na Stade de France po pierwszej połowie angielskie nastroje były już bliskie euforii – na mokrym boisku rugbyści z czerwoną różą na piersi grali świetnie. W bezpośrednich starciach dorównywali fizycznej potędze rugbystów RPA, taktyka zdobywania punktów kopnięciami z rzutów karnych i z pola dobrze pasowała do warunków gry w deszczu, zresztą przeciwnicy też ją stosowali, zatem po pierwszej połowie Anglia prowadziła z Afryką Południową 12:6, co we wcześniejszych meczach w Pucharze Świata nigdy się nie zdarzyło, nawet w jedynym wygranym spotkaniu w 2003 roku grupie.
Początek drugiej połowy wyglądał podobnie, celny kop (drop-goal) dał Anglikom kolejne trzy punkty i prowadzenie 15:6, ale koszt tego prowadzenia okazał się wysoki. Kiedy rugbyści RPA (Springboks – wedle powszechnego nazewnictwa w branży) wprowadzili zmienników i zaczęli dominować w formacji młyna, kiedy raz za razem przedostawali się coraz bliżej pola punktowego Anglików, w powietrzu zawisła groźba zmiany wyniku.
Springboks zrobili swoje, dotarli z piłka do pola punktowego, z podwyższeniem poprawili wynik na 13:15 patrząc z ich strony, co oznaczało w praktyce, że wystarczy jeden celny kop, by wygrać. Chociaż należy sławić dzielność pokonanych, bo przez większą część meczu mieli dobrą taktykę i wykonawców, to jednak mistrzowie z 2019 roku zeszli po 80 minutach ze Stade de France jako zwycięzcy. Zadecydował jeden rzut karny. Tak jak w ćwierćfinale z Francją odrobili straty i zwyciężyli jednym punktem, skończyli angielskie marzenia o piątym finale i drugim tytule mistrzów świata.
Anglikom, choć zagrali jeden z najlepszych meczów w kronikach PŚ, pozostanie mecz na Stade de France w piątek, 27 października (od 21:00), o brązowy medal z Argentyną. Obrońcy tytułu zmierzą się 24 godziny poźniej z Nową Zelandią w wielkim finale o Puchar Williama Webba Ellisa.