Pogoda zawsze była czynnikiem, który przed rozpoczęciem rywalizacji na włoskich szosach budził obawy. Tym razem opady śniegu i zagrożenie lawinowe sprawiły, że dyrekcja trzy dni przed etapem zrezygnowała ze wspinaczki na przełęcz Gran San Bernardo, która miała być najwyższym punktem Giro (2473 m n. p. m.). Trasa odcinka będzie krótsza o 8 km, ale wciąż zakończy się podjazdem do Crans-Montana - pierwszym tak poważnym w tej edycji wyścigu.
Piątkowy etap wciąż będzie jednym z czterech najbardziej wymagających w planie tegorocznego Giro. Nie wiadomo, ilu kolarzy dotrze do mety. Kraksy, choroby oraz zakażenia koronawirusem sprawiły, że z wyścigu wycofało się już 40 uczestników - to więcej niż w całej poprzedniej edycji (27), a przecież największe trudności jeszcze przed peletonem.
Czytaj więcej
Lider Remco Evenepoel wycofał się z Giro d'Italia, bo miał pozytywny wynik testu na koronawirusa, jego główny rywal Primoż Roglić stracił kluczowych gwardzistów, a największe trudności wyścigu dopiero przed nami.
Tylko trzy drużyny (Jumbo-Visma, Astana, Bahrain Victorious) jadą jeszcze w komplecie. Trzech kolarzy zostało w składzie Soudal-Quick Step, której zawodnikiem jest Remco Evenepoel. Belg był jeszcze w niedzielę liderem wyścigu oraz faworytem - wygrał dwie jazdy indywidualne na czas, miał 45 sekund przewagi nad Brytyjczykiem Geraintem Thomasem. Okazało się jednak, że już podczas zwycięskiej „czasówki” zmagał się z zakażeniem.
Miał wygrać, złamał biodro
Byli wybitni włoscy kolarze Francesco Moser i Giuseppe Saronni krytykowali jego zespół za brak szacunku oraz elegancji, bo nie uprzedzili o wycofaniu Evenepoela dyrekcji wyścigu. Lekarz Soudal-Quick Stepu Yvan Van Mol w odpowiedzi zwrócił uwagę na ciasne sale konferencyjne nie zapewniające odpowiedniego dystansu społecznego.