Paryż-Roubaix: Hołd dla tradycji

W niedzielę odbędzie się 114 edycja wyścigu „po brukach” Paryż-Roubaix.

Aktualizacja: 08.04.2016 06:32 Publikacja: 08.04.2016 06:28

Paryż-Roubaix: Hołd dla tradycji

Foto: AFP

Ze wszystkich klasyków ten wzbudza najwięcej emocji. Kolarze bez względu na pogodę nadal jeżdżą na starych drogach, wyłożonych „kocimi łbami”, finisz odbywa się na archaicznym welodromie w Roubaix, nagrodą dla zwycięzcy oprócz dosyć symbolicznej premii pieniężnej jest kawałek kostki brukowej i wstęp do galerii sław.

W dawnych czasach, kiedy liczyła się wszechstronność, wygrywali w Roubaix Fausto Coppi, Eddy Merckx, Bernard Hinault, Francesco Moser. Dziś triumfują fachowcy od wyścigów jednodniowych - Tom Boonen, Fabian Cancellara, czy ubiegłoroczny zwycięzca John Degenkolb.

W tym roku zanosi się także na walkę specjalistów od jazdy w specyficznych warunkach „Piekła Północy”: Cancellary, Boonena, Zdenka Stybara, Aleksandra Kristoffa, Sepa Vanmarcke i znakomitego w ostatnich dniach Petera Sagana. Słowak wygrał w wielkanocną niedzielę wyścig Gent – Wevelgen, a przed tygodniem Tour des Flandres, w którym część trasy też prowadziła po bruku. Był też drugi w E3 Harelbeke, gdzie wyprzedził go Michał Kwiatkowski. Mistrz świata jeździ rzeczywiście jak mistrz, ale w niedzielę czeka go najpoważniejsze wyzwanie.

W wyścigu nie weźmie udziału żaden z Polaków. Michał Kwiatkowski przygotowuje się do startu w Amstel Gold Race i Liege-Bastogne-Liege, Rafał Majka trenuje przed Giro d’Italia, a Maciej Bodnar, który miał pojechać na północy Francji, tydzień temu złamał szczękę.

Organizatorzy przygotowali w tym roku dla kolarzy 27 odcinków „kocich łbów”. Każdy z nich jest dokładnie skatalogowany, opisany, niektóre nawet wypolerowane. Sektory sklasyfikowano ze względu na skalę trudności od jedno do pięciogwiazdkowych. Tych ostatnich będą trzy: na Arenbergu (162 km trasy), Mons-en-Pevele (209) i w Le Carrefour de l’Arbre (240 km). Łącznie kolarze na 257-kilometrowej trasie będą mieli do przejechania 52,8 km odcinków brukowanych, o 100 m mniej niż w ubiegłym roku. Możliwe, że tuż przed startem dojdzie do wyeliminowania kolejnych sektorów, jeśli okaże się, że ze względu na deszcz stwarzają dla zawodników niebezpieczeństwo.

Dyrektor wyścigu Thierry Gouvenou elastycznie podchodzi też do godziny startu. Nastąpi on jak zwykle w Compiegne pod Paryżem albo o 10.40 albo dziesięć minut później, a nie jak pierwotnie planowano o 10.20. Skrupulatność godna podziwu, ale wcale nie wynika z przystosowania się do ramówki telewizyjnej, ale do rozkładu jazdy pociągów TGV.

W ubiegłym roku peleton kolarzy musiał zatrzymać się na przejeździe kolejowym w Wallers. Niektórzy zanim opuszczony został szlaban przejechali przez tory na czerwonym świetle za co po kilku tygodniach otrzymali mandat od linii kolejowych.

Paryż – Roubaix - nie tylko ze względu na odcinki kocich łbów to wyścig wyjątkowy.

Ze wszystkich klasyków ten wzbudza najwięcej emocji. Kolarze bez względu na pogodę nadal jeżdżą na starych drogach, wyłożonych „kocimi łbami”, finisz odbywa się na archaicznym welodromie w Roubaix, nagrodą dla zwycięzcy oprócz dosyć symbolicznej premii pieniężnej jest kawałek kostki brukowej i wstęp do galerii sław.

W dawnych czasach, kiedy liczyła się wszechstronność, wygrywali w Roubaix Fausto Coppi, Eddy Merckx, Bernard Hinault, Francesco Moser. Dziś triumfują fachowcy od wyścigów jednodniowych - Tom Boonen, Fabian Cancellara, czy ubiegłoroczny zwycięzca John Degenkolb.

Inne sporty
Super Bowl. Wysokie loty Orłów
doping
Zielony ład w kolarstwie. Tlenek węgla oficjalnie zakazany
Inne sporty
Finał Super Bowl. Zwycięzca bierze wszystko
Inne sporty
Za bardzo lewicowy. Martin Fourcade wycofuje swoją kandydaturę
Inne sporty
Polskie kolarstwo. Nadzieja w kobietach i Stanisławie Aniołkowskim