Są biegacze asfaltowi i są ci górscy. Nie ma sensu porównywać jednych do drugich i zastanawiać się, który świat jest lepszy. Na pewno różnią się od siebie, chociaż też przenikają, bo wielu ludzi, którzy zaczęli biegać po chodnikach, asfalcie czy alejkach parku, w pewnym momencie przenosi się na górskie szlaki. Przestaje im wystarczać to, co „oferuje” miasto i zaczynają szukać mocniejszych, albo po prostu innych, wyzwań. Może 40 lat temu czytaliby Edwarda Stachurę i włóczyli się od schroniska do schroniska. Teraz kupują dobre buty, ostro trenują i biegają po górach.
– Zaczynałem od biegania po mieście. Biegacze asfaltowi w okresie boomu byli bardzo roszczeniowi. Na Orlen Maratonie w Warszawie pakiet startowy kosztował 200 zł, w środku był sprzęt za 250 zł, a wszyscy byli oburzeni, że nie ma ciepłej zupy na mecie. Tam jest wymiar bardziej komercyjny, chodzi o dopieszczanie klienta, mierzenie życiówek. W górach jest bardziej swobodna atmosfera – opowiada „Rz” Andrzej Witek, zwycięzca Biegu 7 Dolin na 61 km.
Góry zna praktycznie każdy, bo w szkole często organizowane były wycieczki. – Jeśli ktoś biega i ma za sobą start na 10 km, półmaraton, to przychodzi moment, że zastanawia się, co dalej. I wtedy otwiera się klapka: w górach też można biegać – mówi „Rz” Ewa Paciorek, uczestniczka Festiwalu Biegowego.
Okazuje się, że można, o czym od kilkunastu lat przekonują uczestnicy Festiwalu najpierw rozgrywanego w Krynicy, a teraz w Piwnicznej-Zdroju, bieszczadzkiego Biegu Rzeźnika, Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich albo Chudego Wawrzyńca, którego trasy wiodą okolicami Rajczy. Można powiedzieć, że gdzie są góry, tam na pewno znajdą się jakieś zawody, bo coraz więcej osób chce biegać. Ludzie ze środowiska oceniają, że szczyt zainteresowania przypadł na 2019 rok. Potem wszystko wyhamowało przez pandemię, ale teraz znowu odżywa, co widać choćby po frekwencji we wrześniowy weekend w Piwnicznej.
Ludzi biegających ciągnie w góry, bo jest tutaj zupełnie inaczej niż na wielkich, miejskich maratonach. – Organizuję zawody w górach i w miastach. Na ogół ludzie zaczynają od biegania po asfalcie, ale gdy trafią w góry, to bieganie po mieście staje się tylko dodatkiem. Bieganie „asfaltowe” powoduje duże animozje z resztą populacji miast, więc przyszłość należy do trailu i przełajów. Biegi górskie mają dodatkowy urok, łącząc sport i turystykę. Często mówimy o turystyce biegowej, która polega na tym, że ludzie jadą pozwiedzać góry – mówi „Rz” Mirosław Bieniecki, organizator Biegu Rzeźnika rozgrywanego w Bieszczadach.