Ten widok przy linii startu na placu Teatralnym kolejny raz ucieszył organizatorów: wydali 13 200 pakietów startowych, policzyli 12 247 osób gotowych podjąć trud walki z dystansem i czasem, potem na mecie 12 180 tych, którzy dobiegli do końca. Rekord frekwencji z 2015 roku jest wprawdzie o kilka setek lepszy, ale półmaraton w stolicy wciąż mocno dzierży tytuł najbardziej obleganej imprezy biegowej w Polsce.
Powody są znane: sprawdzona organizacja Fundacji Maraton Warszawski, dystans w zasięgu dużej liczby amatorów, barwna trasa wiodąca przez atrakcyjne dzielnice, pomoc fachowców w przygotowaniach, sporo zachęt w pakiecie startowym, gwarantowane liczne towarzystwo (udział znanych postaci sportu, sceny i ekranu jest zapewniony, pobiec obok Roberta Korzeniowskiego albo Adama Korola też przyjemnie), no i pora – większość miłośników miejskiego biegania ma już dosyć czekania na pierwszy poważny start po zimie. Nie bez powodu zawsze na starcie wybrzmiewa „Sen o Warszawie" Czesława Niemena i Marka Gaszyńskiego.
W kwestii trasy stołeczną tradycją są zmiany. W tym roku wielkich roszad może nie było, trasa była zbliżona do ubiegłorocznej, tylko kierunek przeciwny. Ale kto zna Warszawę, potwierdzi – w drugą stronę też nie jest nudno. Z placu Teatralnego biegacze i biegaczki ruszyli Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem do placu Trzech Krzyży (tam postawiono start/metę w ubiegłym roku), potem Alejami Ujazdowskimi i Belwederską do Gagarina, po skręcie w lewo w Podchorążych kierowali się do Łazienek Królewskich.
Trochę emocji budziła stromizna Agrykoli, potem znów znane ulice: Myśliwiecka, Rozbrat, Ludna, Solec i pierwszy z dwóch mostów: Świętokrzyski, z ładnym widokiem na Stadion Narodowy. Po praskiej stronie było do przebiegnięcia około 8 km – Jagiellońską, Okrzei, Ratuszową koło zoo, skąd po paru zakrętach nastąpił powrót mostem Gdańskim na Słomińskiego, Międzyparkową, Konwiktorską i Bonifraterską. Jeszcze plac Krasińskich, Miodowa i już Senatorska z metą.
Niedziela 26 marca nie była przesadnie gorąca, wiosna odrobinę spóźniła się z dogrzewaniem uczestników (w chwili startu były 4 stopnie Celsjusza), mocna rozgrzewka była konieczna. Kto liczył, że rześkie powietrze osłabi siłę afrykańskiego kontyngentu wysyłanego od lat na ten i inne prestiżowe biegi w Polsce, nie miał jednak racji. Sceny na trasie niewiele różniły się od tych sprzed roku, dwóch i więcej lat: szóstka biegaczy z Afryki na górze klasyfikacji męskiej, szóstka Afrykanek najwyżej w rywalizacji pań.