Kto spóźnił się z włączeniem telewizora, mógł przegapić dwa najlepsze przejazdy. Kriechmayr ruszył na trasę Vertigine pierwszy, popędził, niekiedy przekraczając prędkość 114 km/godz., wybierał bardzo dobry tor jazdy, ale na zawieszenie medalu na szyi (samodzielne – taki przepis w czasach koronawirusa) musiał czekać prawie godzinę.
Ciśnienie mu podskoczyło już przy przejeździe drugiego alpejczyka – Andreasa Sandera, zjazdowego fachowca, ale bez podium w PŚ. Niemiec miał na mecie czas o 0,01 s gorszy. O większe emocje było trudno, chociaż na trasie pojawiło się wielu dawnych bohaterów igrzysk i MŚ. Brąz zdobył jeden z nich – Szwajcar Beat Feuz.