Rzeczpospolita: Kiedy się pan wybiera w rodzinne strony?
Jusup Abdusałamow: Zaraz po mistrzostwach Europy, które w pierwszych dniach maja rozegrane zostaną w Nowym Sadzie. Okazja ku temu będzie wyjątkowa: ślub najlepszego dziś polskiego zapaśnika, Murada Gadżijewa, Dagestańczyka tak jak ja, oraz 70. urodziny mojego starego trenera Magomeda Dibirowa. Obie uroczystości odbędą się w Machaczkale. Odwiedzę też mamę i siostry, które mieszkają w odległej o 160 km od stolicy Dagestanu, liczącej około 5 tysięcy mieszkańców Ansałcie. Tam się urodziłem i wychowałem.
W Polsce mieszka pan od 2013 roku, a świat, w którym pan dorastał, różni się znacząco od tego, w którym żyje pan teraz...
W Polsce mam najbliższą rodzinę, żonę i czworo dzieci, więc teraz mój dom jest w Warszawie, na Mokotowie, gdzie wynajmuję mieszkanie. Tu tęsknię za Dagestanem, a jak jestem w Machaczkale, to myślę o Polsce, z którą jestem bardzo mocno związany. Zresztą sportowcy tacy jak ja, z byłego Związku Radzieckiego, których losy są tak poplątane, tęsknią chyba trochę inaczej. Na trzech igrzyskach (Ateny – 2004, Pekin – 2008, Londyn – 2012 – przyp. red.), ja, obywatel Federacji Rosyjskiej, reprezentowałem Tadżykistan, w Sydney (2000), gdybym wywalczył kwalifikację olimpijską, biłbym się dla Azerbejdżanu. Walczyłem w kilkunastu mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata, wielu prestiżowych zawodach na całej kuli ziemskiej. Teraz przemierzam świat jako trener i mogę szczerze powiedzieć, że tak naprawdę najbardziej tęsknię za rodziną.
Mówi pan dość dobrze po polsku, ale rysy twarzy wskazują, że nie jest pan rdzennym Polakiem. Czy wynikają z tego jakieś kłopoty dla pana i rodziny?