„La Gazzetta dello Sport" określiła końcówkę setnej edycji wyścigu jako „Giro-thriller". Dramatycznemu scenariuszowi przysłużył się plan wyścigu, bez „etapu przyjaźni" w ostatnim dniu, ale z pasjonującą czasówką, a także skumulowanymi w ostatnim tygodniu – kiedy organizmy nawet najlepszych zawodników odmawiają posłuszeństwa – górskimi premiami w wysokich partiach Dolomitów i Alp.
5 maja w Alghero na Sardynii wyścig rozpoczął się ze stawianą dosyć pewnie prognozą zwycięstwa Nairo Quintany mierzącego w tym roku w dublet Giro – Tour de France. We Włoszech miał mu zagrozić jadący u siebie Vincenzo Nibali, czasami ktoś nieśmiało wspomniał o Francuzie Thibaulcie Pinocie, rzadko w tych przewidywaniach pojawiał się Tom Dumoulin. Holendra dyskwalifikowała zbyt słaba jazda w górach i brak w grupie Sunweb dobrych kolarzy do pomocy.
Przed ostatnim etapem Giro wszelkie przewidywania sprzed startu straciły jednak aktualność. W piątek i sobotę sytuacja w klasyfikacji generalnej kompletnie się zagmatwała. Quintana prowadził, ale do czasówki z Monzy do Mediolanu ruszył z zaledwie 1.15 przewagi nad piątym Ilnurem Zakarinem, 53 sekundami nad Dumoulinem, 43 sekundami nad Pinotem i 39 sekundami nad Nibalim.
Kwestia zwycięstwa była sprawą otwartą, choć prawa fizyki i dotychczasowe osiągnięcia w jeździe na czas dawały w tej konfiguracji dużo większe szanse Holendrowi. Malutki Quintana, kolarz wagi piórkowej, na poprzednim górskim etapie na czas stracił do niego po nad dwie minuty. W Lombardii, gdzie trasa była płaska jak stół, pogoda idealna, mógł tylko walczyć o zachowanie miejsca na podium. „To był wyścig motocykla ze skuterem" – napisała o rywalizacji Kolumbijczyka z Holendrem „Corriere Della Sera". Dumoulin był drugi w Mediolanie, wyprzedził go rodak Jos van Emden, ale to wystarczyło do końcowej wygranej. Jego rywale stracili na 30-kilometrowym odcinku ponad minutę. Nieźle wypadł Marcin Białobłocki z CCC Sprandi Polkowice, który przyjechał na 11. miejscu.
Dumoulin jest pierwszym Holendrem, który wygrał Giro d'Italia. Mimo ogromnej popularności tej dyscypliny w Kraju Tulipanów kolarstwo przeżywa od pewnego czasu kryzys. Podejrzenia o zorganizowany doping spowodowały wycofanie się ze sponsorowania grupy kolarskiej potężnego lokalnego Rabobanku. Wiele szkody wyrządził postrzeganiu dyscypliny przez Holendrów były prezes Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) Hein Verbruggen. Sprawował tę funkcję, kiedy Tour de France wygrywał Lance Armstrong. Pojawiły się podejrzenia, że nie zrobił wszystkiego, by wykryć oszustwa Amerykanina.