Nad zatoką Great Sound na Bermudach zaświeciło piękne słońce, wiatr wiał jak należy, pogoda była idealna, by rozegrać pierwsze wyścigi półfinałowe, ale załoga brytyjskiego syndykatu Land Rover BAR nie będzie dobrze wspominać tego dnia.
Wystartowali w miarę dobrze, do trzeciego znaku płynęli względnie blisko Nowozelandczyków, ale nagła awaria żagloskrzydła kazała Brytyjczykom wycofać się z rywalizacji jeszcze przed półmetkiem, po niespełna dziewięciu minutach walki. Ben Ainslie poddał pierwszy wyścig, żeglarze wrócili szybko do bazy i rozpoczęli gorączkową naprawę.
Nie zdążyli. Mieli wprawdzie zapasowy żagiel, ale wymiana tak skomplikowanego urządzenia trwa za długo, na pewno dłużej niż niepełną godzinę. O wyznaczonej porze drugiego wyścigu katamaran Emirates Team New Zealand samotnie przeciął linię startu i zgodnie z regulaminem już nie musiał płynąć do mety, by zdobyć drugi punkt.
– Popsuł się system sterowania żagloskrzydła, mieliśmy wielkiego pecha. Nasze jachty to szczyty techniki i wykorzystujemy je do granic możliwości. Oczywiście martwimy się stratą dwóch punktów w taki sposób, ale staramy się myśleć pozytywnie. Mieliśmy na starcie dobrą prędkość i walka jeszcze nie skończona. We wtorek wrócimy mocniejsi – mówił sternik Land Rover BAR Sir Ben Ainslie.
– Do chwili awarii zapowiadał się fascynujący wyścig, ale takie jest żeglarstwo, każdemu może zdarzyć się podobny problem. Mieliśmy zatem łatwy dzień, ale presja nie niknie, wiemy, że rywale są wciąż mocni, musimy zachować pełną koncentrację – zapewniał nowozelandzki sternik Peter Burling.