Ostatnie popołudnie regat challengerów nie było łatwe dla ekipy z Nowej Zelandii. Wyścig numer siedem ruszył o czasie, ale zaraz po starcie został odwołany z powodu braku wiatru. Katamaran Emirates TNZ prowadził, ale regulamin to regulamin, trzeba było wracać do bazy i czekać na poprawę warunków.
Pomimo rosnącego napięcia Peter Burling i jego nowozelandzka załoga dała radę wygrać start także podczas drugiej próby i, po raz pierwszy w finale regat challengerów, dopłynąć na prowadzeniu do pierwszego znaku. Wiatr miał prędkość od 6 do 8 węzłów, wciąż blisko dolnej dopuszczalnej granicy, ale już nie zelżał tak bardzo, by konieczne było kolejne odwołanie wyścigu.
Do dolnego znaku katamaran Emirates TNZ dotarł z 19-sekundową przewagą na Artemis Racing, nagła zmiana kierunku wiatru nie utrudniła zadania liderom – powiększali dystans nad szwedzkimi konkurentami z odcinka na odcinek. Na mecie byli szybsi prawie o minutę. Piąte zwycięstwo w siedmiu wyścigach oznaczało awans do finału 35. Pucharu Ameryki, także szampan i nowiutki 10-kilogramowy srebrny puchar (Louis Vuitton America's Cup Challenger Playoffs Trophy z pracowni renomowanego brytyjskiego artysty Thomasa Lyte'a, posiadacza Królewskich Gwarancji Jej Wysokości Elżbiety II) za wygranie regat challengerów – z rąk pana Granta Gibbonsa, ministra rozwoju ekonomicznego Bermudów.
– Jesteśmy dumni z naszej walki. Niektóre wyścigi były niezwykle zacięte, zostawialiśmy na wodzie wszystkie siły, nie poddawaliśmy się. Jestem dumny z załogi. Mieliśmy też mnóstwo frajdy z tej rywalizacji. Start w finale regat challengerów był nagrodą za ponad dwa lata ciężkiej pracy – mówił Nathan Outteridge, sternik pokonanej ekipy Artemis Racing.
Zwycięzcy też byli dumni, ale świetnie wiedzą, że poprzeczka podniosła się znacznie wyżej. W 2013 roku na wodach Zatoki San Francisco Nowa Zelandia prowadziła z USA w poprzednim finale Pucharu Ameryki 8-1, by przegrać 8-9. To ważne wspomnienie, choć obaw u pretendentów nie budzi.