Wrocław Open 2017 to kolejny, przedostatni w tym sezonie turniej z zadomowionego w Polsce cyklu Pro Golf Tour – rozgrywanej od stycznia do września niemieckiej ligi zawodowej (z przystankami w Maroku, Egipcie, Austrii, Czechach, Polsce i Niemczech) dającej najlepszym przepustki do European Challenge Tour – bezpośredniego zaplecza golfowej ekstraklasy.
Turniej trwa trzy dni, ma pulę 130 tys. zł (nagrody są wypłacane w euro, mistrz weźmie 5000). Odbywa się na urokliwym, choć niełatwym polu Gradi GC (par 70, długość 5450 m), położonym ok. 30 km na północ od stolicy Dolnego Śląska, niedaleko miejscowości Prusice, z bazą w Pałacu Brzeźno – siedzibie Gradi GC, własności Marzeny i Krzysztofa Gradeckich, prywatnie rodziców Mateusza i Dominiki, też golfistki.
Przyjechała pod Wrocław setka niezłych golfistów z kilku krajów, głównie Niemiec, Francji i Austrii, ale są też gracze z RPA, Maroka, Szkocji, Belgii, Holandii lub Portugalii. Po dwóch dniach wyłonią najlepszą czterdziestkę, która rozdzieli we wtorkowej rundzie finałowej premie, punkty i puchary.
Jest wśród uczestników, prawem gospodarza, kilkunastoosobowa grupa Polaków: profesjonalistów i wybranych zdolnych amatorów. Dla nich to dobra okazja porównania umiejętności, czasem odebrania lekcji pokory, czasem udanej walki o wysokie miejsca, jak to bywało w przypadku wcześniejszych startów Adriana Meronka i Mateusza Gradeckiego – dziś najlepszego polskiego zawodowca i najlepszego amatora.
Jeszcze niedawno koledzy z amerykańskiego East Tennessee State University, obecnie obaj są w kluczowych punktach karier. Meronk od prawie roku zawodowiec – po blisko dziesięciu startach w Challenge Tour, jedzie wkrótce do Kazachstanu na turniej z pulą 450 tys. euro, zarabiać i zdobywać kolejne punkty rankingowe. Gradecki – jeszcze amator, ale z oczywistymi aspiracjami do gry profesjonalnej. Spotkają się być może niedługo jeszcze raz: w tzw. Q-School, czyli cyklu kwalifikacyjnym do najważniejszej europejskiej ligi golfowej – European Tour.