Zakończone chwilę temu w Auckland 36. regaty o Puchar Ameryki tylko potwierdziły, że trudno znaleźć inną, tak cenną i niedostępną nagrodę wielkiego sportu. Zdobyli ją, a właściwie obronili po czterech latach, Nowozelandczycy, którzy ze wsparciem rządowym stworzyli kolejny raz syndykat Emirates Team New Zealand i na jachcie o tej nazwie pokonali w finale na wodach Zatoki Hauraki 7:3 włoskich rywali z Luna Rossa Prada Pirelli.
Ukryte za ogólnokrajową radością pytania o koszt tego prestiżowego sukcesu nie znajdują prostych odpowiedzi. Nie jest łatwo policzyć skumulowane czteroletnie nakłady na zaprojektowanie i wykonanie ultranowoczesnego jachtu, utrzymanie licznego zespołu żeglarzy i osób wspomagających na nabrzeżu (to ok. 150 osób), na transport jednostek (zwykle wykonuje się dwa bliźniacze jachty) po świecie na treningi i regaty poprzedzające wielki finał, wreszcie na komunikację, oprawę medialną i reklamę przedsięwzięcia. Nie jest łatwo, bo w grę wchodzą liczne tajemnice technologiczne, także walka o zdobycie najlepszych specjalistów w branży oraz, może przede wszystkim, potężne osobiste ambicje zamożnych inwestorów. Wygrać trudno, przepłacić łatwo.