4 grudnia Janka triumfował w superkombinacji, następnego dnia okazał się najlepszy w zjeździe, a 6 grudnia stanął na najwyższym stopniu podium po zakończeniu slalomu giganta. Było to jego piąte w karierze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata, a trzecie w tym sezonie.
Już w zeszłym radził s obie bardzo dobrze. W Val d’Isere zdobył mistrzostwo świata w gigancie i brąz w zjeździe oraz pierwszy raz wygrał zawody Pucharu Świata. Teraz, na dwa miesiące przed igrzyskami w Vancouver, stał się faworytem olimpijskiej rywalizacji. W sześciu pierwszych startach pięciokrotnie stawał na podium. Prowadzi w klasyfikacji generalnej PŚ.
– Odkąd zostałem mistrzem świata w Val d'Isere, wszystko stało się łatwiejsze. Sukces sprawił, że uwierzyłem w siebie. Teraz to procentuje. Jeżdżę płynnie, nie męczę się na stoku – mówi lider pucharowej rywalizacji.
Agencja AFP pisze o nim jako o alpejczyku z innej planety, który wylicytował w Beaver Creek wielkiego szlema, jaki zdarza się tylko legendarnym sportowcom. Młody narciarz z Grisons wyrównał osiągnięcie austriackiego „Herminatora” Hermanna Maiera, który jako ostatni w 1999 roku odniósł potrójny sukces na tej samej słynnej trasie Birds of Prey, z tym że nie dzień po dniu, a z przerwą między rozpoczynającym cykl gigantem a zjazdem.
„Janka jest w życiowej formie - mówi Toni Giger, szef męskiej kadry Austrii, słynnego „Wunderteamu”, który w siedmiu pierwszych startach w Pucharze Świata wyraźnie przegrywał ze Szwajcarami. „Iceman” – ten przydomek nadał Jance, który nigdy nie ma tremy, jego starszy kolega z ekipy Didier Cuche.