Fakt, że nasi mistrzowie nie wzięli wolnego po trudach igrzysk, jeszcze bardziej podkreśla ich profesjonalizm. Jak na prawdziwych zawodowców przystało, kontynuują rywalizację Dobrze, że startują. Dobrze, że ich występy kibice w Polsce będą mogli obejrzeć zarówno w TVP, jak i Eurosporcie. Zwłaszcza, że tych kibiców w okresie igrzysk jeszcze przybyło.
Niesamowity finisz Justyny Kowalczyk i zwycięstwo różnicą 0,3 sekundy nad Norweżką Marit Bjoergen, jeden z najbardziej dramatycznych momentów igrzysk w Vancouver, przejdzie do historii polskiego sportu. Biegaczka z Kasiny Wielkiej pokazała „jak zwyciężać mamy”, wytoczyła u wielu łzy wzruszenia i dumy, zdobyła dla Polski złoty medal zimowych igrzysk olimpijskich, pierwszy od 38 lat i pamiętnego skoku Wojciecha Fortuny w Sapporo.
Jej heroiczną walkę na trasach w Whistler oglądało w kraju w sobotni wieczór miliony telewidzów. Sport wyparł na ten czas filmy i programy rozrywkowe. Starzy kibice i ci nowo pozyskani chętnie obejrzą teraz, jak Justyna poradzi sobie tydzień po tamtym biegu.
Polka jest obecnie jedyną biegaczką narciarską, która zdobyła złoty medal na igrzyskach, wygrała mistrzostwa świata, cykl Tour de Ski i Puchar Świata. Jest też aktualną liderką pucharowej rywalizacji i zapowiada, że będzie walczyć nie tylko o powtórzenie sukcesu sprzed roku (dwie Kryształowe Kule – klasyfikacja generalna i na dystansach), ale także o trzecie zwycięstwo w klasyfikacji sprintu. Starty w Lahti i potem w Drammen dadzą odpowiedź na pytanie, czy Kowalczyk utrzymała formę, jaką imponuje od początku sezonu.
Dla Adama Małysza ten sezon był jedną wielką niepewnością. Najlepszy polski skoczek, trenujący indywidualnie z fińskim trenerem Hannu Lepistoe, długo szukał optymalnej dyspozycji. Na 21 rozegranych przed igrzyskami zawodów Pucharu Świata tylko dwa razy stanął na podium: w Lillehammer (5 grudnia) i Klingenthal (3 lutego).