Było już tej zimy zwycięstwo w Canmore w biegu łączonym na 15 km, było pięć trzecich miejsc w innych startach pucharowych oraz piękna walka w cyklu Tour de Ski. W Libercu Justyna Kowalczyk znów pokazała, że jest w światowej elicie biegaczek.
Jeśli czegoś zabrakło, to tylko odrobiny szczęścia na mecie. Norweżka Jacobsen wygrała sobotni bieg o czubek narty na finiszu. Od początku widać było, że Polka jest mocna. Mówiła, że bała się trochę nietypowego dystansu 8,7 km (organizatorom zabrakło śniegu na pętlę długości 2,5 km, usypali około 1,4 km i musieli oszczędzać trasę), ale już pierwsze pomiary pokazały, że jest dobrze.
Po 3 km prowadziła wprawdzie Niemka Evi Sachenbacher-Stehle, lecz Kowalczyk traciła do niej tylko kilka sekund. Niemal wszystkie liczące się w tym roku biegaczki były za Polką. Niedowierzanie wzbudził jedynie start liderki PŚ Virpi Kuitunen. Finka zaczęła ospale, potem było jeszcze gorzej, jej dalekie 38. miejsce to sensacja.
Niewiele za półmetkiem Justyna Kowalczyk została liderką biegu. Stało się jasne, że o zwycięstwo będzie walczyć tylko z Jacobsen i Szwedką Charlotte Kallą – odpowiednio trzecią i drugą biegaczką w klasyfikacji Pucharu Świata. Gdy Polka wbiegała na metę, jej rywalki już czekały i patrzyły z obawą na tablicę wyników. Uśmiechnęła się tylko Norweżka. Sobotni bieg nie zmienił klasyfikacji PŚ, ale wobec klęski Kuitunen, przewaga liderki znacząco zmalała.
Do końca sezonu Kowalczyk zostało dziewięć biegów: 23 lutego w Falun (łączony 7,5 km klasycznym, 7,5 dowolnym), 27 w Sztokholmie (sprintem klasycznym), potem w Lahti 1 i 2 marca (sprintem dowolnym, 10 km klasycznym), w Drammen 5 marca (sprintem klasycznym), w Oslo 8 marca (30 km dowolnym). Na finał Pucharu Świata biegaczki i biegacze przenoszą się na trasę w Bormio Santa Caterina. Tam od 14 do 16 marca Kowalczyk pobiegnie w prologu na 2,5 km dowolnym, na 10 km klasycznym ze startu wspólnego i w ostatnim biegu sezonu – na 10 km dowolnym.