Już przeszła do historii polskiego narciarstwa klasycznego, ale nie chce się wierzyć, że nie stać jej na więcej. Mistrzyni świata w biegu łączonym na 15 km i brązowa medalistka na 10 km stylem klasycznym ruszy po trzeci medal.
Można wierzyć, że nie lubi tej konkurencji, choć ma w niej medal olimpijski (brąz w Turynie). To największy wysiłek w narciarstwie kobiecym, każdy kilometr naprawdę boli – jak nieraz mówiła najlepsza polska biegaczka, dodając, że trochę się boi. Ten dystans wymaga także precyzyjnego rozłożenia sił, chłodnej głowy i odwagi w planowaniu ataków.
Trener Aleksander Wierietielny lubi czasem dmuchać na zimne i też trochę uspokaja nastroje, tłumacząc, że Justyna Kowalczyk już zrobiła swoje, że program treningowy przewidywał zwiększenie wszechstronności naszej mistrzyni, poprawę techniki i szybkości, a nie budowanie wytrzymałości.
Po biegach na 10 i 15 km oraz dobrym starcie w sztafecie trudno jednak uwierzyć, że Polka i jej trener nie mają także ambitnego planu na najtrudniejszy bieg. Justyna Kowalczyk udowodniła, że potrafi posłuchać taktycznych rad, że nie daje się sprowokować do niepotrzebnych zrywów. Pokazała także, że praca nad stylem dowolnym dała znakomite efekty.
Swoją robotę doskonale wykonuje również jej szwedzki serwismen Ulf Olsson. Dziesięć tysięcy kilometrów przebiegniętych na treningach przed sezonem to także dobra rekomendacja dla najbardziej pracowitej biegaczki tych mistrzostw.