Petra Vlhova wyskoczyła z długiego cienia Shiffrin z niespotykanym impetem – 28 grudnia w Semmering została pierwszą Słowaczką, która wygrała slalom gigant w Pucharze Świata, w Nowy Rok zwyciężyła w slalomie równoległym w Oslo, wreszcie po pięciu drugich miejscach z rzędu za Mikaelą, 8 stycznia była przed Amerykanką w klasycznym slalomie we Flachau.
Jest wiceliderką PŚ, jedną z faworytek nadchodzących mistrzostw świata (4–17 lutego w Åre), zachwyca rodaków w kraju, w którym tradycje alpejskie są umiarkowane, ale od czasu do czasu pojawia się talent i, wbrew trudnościom, nie ginie.
Historia Vlhovej to historia rodzicielskiego wsparcia, poświęcenia i uporu. Mała Petra z Liptowskiego Mikułasza miała talent. Wygrywała zawody dziecięce, wygrywała rywalizację młodzieżową, zdobyła złoto w slalomie podczas młodzieżowych igrzysk olimpijskich (2012) i mistrzostw świata juniorów (2014).
W Liptowskim Mikułaszu, dwie godziny drogi autem z Zakopanego, na stoki narciarskie jest blisko. Zanim Petra mogła wyjeżdżać na alpejskie lodowce, ćwiczyła w miejscowym ośrodku Jasna, miała też bazę w Bańskiej Bystrzycy. Do szkół też chodziła u siebie, maturę zrobiła rok temu w akademii hotelarskiej, w rodzinnym mieście.
Grupę wsparcia Petry od zawsze stanowiła rodzina. Mama Zuzana chciała kiedyś jeździć wyczynowo na nartach, ale nie było sposobu, by sfinansować te marzenia. Teraz córka je spełnia. Ojciec Igor był tym, który trzyletniej córeczce przypiął pierwsze narty i pilnował, by nauczyła się na nich bezpiecznie skręcać. Potem oddał pod opiekę trenerów. Starszy o cztery lata brat Boris, kiedyś też narciarz (potem wolał motocross), jest dziś menedżerem Ski Team Vlha.