Marit Bjoergen: rywalka, która da się lubić

Nałóg wygrywania pchał ją na szczyty i w przepaście. Ale zawsze wracała mocniejsza

Publikacja: 15.12.2010 00:14

Marit Bjoergen: rywalka, która da się lubić

Foto: ROL

Rognes ma 200 mieszkańców, strome żwirowe drogi, stację kolejową i podstawówkę przerobioną na knajpę, gdy w wiosce zaczęło brakować dzieci. Ma też swój klub narciarski, jeden z ponad tysiąca w Norwegii. Tutaj, w okolicach Trondheim, bieganie nigdy nie było tylko sportem. Dookoła górki, pełno śniegu, wszędzie daleko. Narty skracały podróż i zabijały nudę. Jak łyżwy w Holandii. Tyle że w holenderskiej Fryzji przyszli mistrzowie olimpijscy odrywali się od zbierania brukselki i dojenia krów, a tutaj od sianokosów i pasania owiec.

W gospodarstwie Bjoergenów stada liczyły wiosną nawet po 200 jagniąt. Marit wyprowadzała je na łąki, oporządzała, pomagała, gdy się rodziły. Kiedy rodzice wyjeżdżali, na nią jako najstarszą córkę spadało pilnowanie gospodarstwa i opieka nad dwójką braci. Gdy teraz przyjeżdża do rodziców wielką terenówką ze swojego apartamentu w Oslo, jako pięciokrotna medalistka olimpijska, ulubienica Norwegii, też się nie wymiguje od pracy. Po igrzyskach w Vancouver zgodziła się na sesję dla jednego z dzienników w owczarni rodziców: między zagrodami, z widłami, w gumowcach i roboczym kombinezonie.

[srodtytul]W błędnym kole[/srodtytul]

Przyjeżdża do Rognes, by oddychać innym powietrzem. Latem biega po tych samych pagórkach co w dzieciństwie, z czarno-białym owczarkiem Arim u boku. Ćwiczy w siłowni mamy: Kristin Bjoergen ma klub fitness, sama prowadzi zajęcia. Bracia Anders i Kari mieszkają niedaleko, Marit rozpieszcza ich dzieci prezentami. Chciałaby tu w przyszłości wrócić na stałe. O ile narzeczony Fred Boerre Lundberg, dwukrotny mistrz olimpijski w kombinacji norweskiej, też będzie chciał. Jest starszy od niej o 11 lat, są razem od 2005 r. Gdy się zakochali, Fred był już byłym narciarzem. To on czeka na nią w domu, prowadzi firmę Gymtimen, pomagającą klientom wrócić do dobrej formy. Marit jest jej akcjonariuszką.

Zostawiła wiejskie życie jako osiemnastolatka. Awansowała wtedy do kadry, zaczęły się zagraniczne zgrupowania, przyszły pierwsze zwycięstwa, najpierw w sprincie, potem w biegach długich. Cicha dziewczyna z Rognes ani się obejrzała, jak miała cztery złote medale mistrzostw świata, jeden z 2003, trzy z 2005, i została gwiazdą.

W Polsce nawet po małyszomanii i justynomanii trudno jest zrozumieć, co to znaczy: być królową norweskiej zimy. Mieć 4 miliony kibiców, którzy sami biegają. Wiele dają, ale i dużo wymagają. Jak mówi Sverker Sorlin, szwedzki autor książki o Marit, Petterze Northugu, Eldarze Roenningu i innych gwiazdach z regionu Trondelag, w Norwegii być szybkim na nartach to znaczy być szlachcicem w kraju bez szlachty. Narciarze to bohaterowie z ludu, dużo gorzej opłacani niż piłkarze, ale bardziej kochani. A Marit trafiła z pierwszymi sukcesami akurat na taki czas, gdy wśród mężczyzn nie było dobrego kandydata na króla.

Wszyscy chcieli jej się rzucać na szyję, gdy przywoziła złote medale. Prześcigali się w dobrych radach, gdy przyjeżdżała tylko ze srebrnymi i brązowymi. A jak zaczęła wracać bez medali, to tym bardziej nie dawali spokoju. Wpadła w błędne koło. Na coraz gorsze wyniki reagowała, dokładając coraz więcej obciążeń w treningach. Zawsze była największą kulturystką wśród biegaczek, katowała się bez umiaru i uważała, że to wstyd odpuszczać.

– Byłam jak alkoholik. Musiałam wyrżnąć o dno, żeby zrozumieć, że tak dalej się nie da – opowiadała w wywiadzie dla „Aftenposten”. Dno było na MŚ w Libercu w 2009: żadnego medalu. I niedługo wcześniej podczas Tour de Ski, gdy przerosła ją finałowa wspinaczka, ledwo dowlokła się na górę. Od tamtej pory w TdS nie startuje.

Po tamtym sezonie wreszcie poradziła sobie ze sobą i z oczekiwaniami wszystkich dookoła. Wróciła odmieniona. Nauczyła się dwóch rzeczy: odpoczywać i odmawiać. Przestała lekceważyć sygnały dawane przez organizm.

Było ich wiele. Za pierwsze złoto MŚ, w 2003, zapłaciła łagodną formą mononukleozy. Po pięciu medalach w Oberstdorfie w 2005 przyszły plagi turyńskie: podczas igrzysk miała zapalenie oskrzeli, potem zatrucie, w końcu zaćmienie na ostatniej zmianie sztafety. Zaczęła za mocno, przegrała Norwegii nie tylko złoto, ale nawet podium. To była katastrofa. Odjechała z Włoch zapłakana, nie czekając na ostatni bieg.

Rok później po mistrzostwach świata w Sapporo poważnie się zastanawiała, czy nie zrobić sobie przerwy w karierze, a może w ogóle odejść do innego sportu. W Japonii zdobyła medale tylko w sztafetach, jej nowy trener kłócił się ze starym, miała wszystkiego dość.

[srodtytul]Nowe życie, nowy lek[/srodtytul]

– Svein Tore Samdal, jej trener jeszcze z Trondheim, był wyznawcą katorgi. Na początku to działało, Marit też w to wierzyła, ale gdy przestała, nie miała odwagi z Samdalem zerwać – mówi „Rz” Mette Bugge, dziennikarka „Aftenposten”, która była przy wszystkich sukcesach i upadkach Marit. – Zaczęła współpracę z Egilem Kristiansenem, który prowadzi ją do dziś, ale była rozdarta. Nie wierzyła do końca jednemu ani drugiemu. Zaufanie do Kristiansena i jego rad, by się oszczędzała, przyszło z czasem.

Uwierzyła po Libercu. Zaczęła wybierać sobie starty, przestała udzielać wywiadów przez telefon, który przez lata dzwonił co chwila. No i dostała pozwolenie na silniejszy lek na astmę. Nigdy nie było to dla niej tematem tabu. Choruje od kilku lat, jeszcze przed burzą w Vancouver opowiadała, a trener jej wtórował, że to dzięki pozwoleniu na mocniejsze leki wreszcie oddycha jak zdrowy człowiek i bez tej zmiany nie wróciłyby sukcesy. Jak pomaga salbutamol, który Norweżka wdycha, każdy może sprawdzić, od stycznia będzie go można brać nawet bez informowania WADA w specjalnej deklaracji (do końca roku jeszcze jest potrzebna). Oczywiście przekroczenie limitu będzie uznane za doping, ale trudno to zrobić przez inhalacje, a Bjoergen ma pozwolenie tylko na wdychanie. Salbutamol to nie clenbuterol, też lek na astmę, ale taki, którego nie można brać w żadnej ilości.

Odmieniona Marit jest nie do zatrzymania. W poprzednim sezonie zdobyła pięć olimpijskich medali, przerwała dominację Justyny Kowalczyk, w obecnym jest daleko przed wszystkimi rywalkami. Uwierzyła w siebie i odnalazła równowagę, mówi, że nigdy jeszcze nie czuła takiego wewnętrznego spokoju. Niepokonana od igrzysk w Vancouver już w sobotę w La Clusaz może wyrównać rekord dziesięciu z rzędu pucharowych zwycięstw Bente Skari. Jeszcze w tym sezonie ma szansę przegonić pod względem wygranych w PŚ biegacza wszech czasów, Bjoerna Daehliego. Brakuje jej tylko sześciu zwycięstw.

Po wojnie żaden norweski sportowiec poza nią nie przywiózł z jednych igrzysk aż pięciu medali. Ale ani w mieszkaniu w Oslo, ani w białym domu rodziców w Rognes nie ma fotografii z medalami. Rodzice wolą zdjęcie z dzieciństwa, na którym ma jeszcze jasne kręcone włosy, różową sukienkę i krzyżyk na szyi. Dla nich potrójna mistrzyni olimpijska to ciągle mała Marit, która nie usiedziała w miejscu, radziła sobie ze stadem owiec, ale uciekała z krzykiem przed myszami.

W mistrzostwach świata w Oslo ich córka chce wygrać każdą konkurencję, do której stanie, a potem pobiec dalej, w stronę Soczi. To będzie zapewne ostatni przystanek. Po nim stanie się bizneswoman i może znowu przestanie odmawiać. Jako bohaterka z Vancouver dostawała najdziwniejsze prośby: od zaproszeń na wykłady

i szkolenia po propozycje, by uświetniła urodziny kibica, wyskakując z tortu, albo odwiedziła innego w święta przebrana za Świętego Mikołaja. Wszystkie odrzuciła, biegi są najważniejsze. Ale tego wyjścia z tortu, jak mówi, trochę żal.

Szachy
Sukces polskiego arcymistrza. Jan-Krzysztof Duda z medalem mistrzostw świata
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Inne sporty
Polak płynie do USA. Ksawery Masiuk będzie trenował ze szkoleniowcem legend
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay