Justyna Kowalczyk przegrała tylko z Marit Bjoergen

Justyna Kowalczyk opowiada "Rz", że jest zadowolona z dotychczasowych startów. - Jestem dużo mocniejsza niż zakładałam - mówi

Aktualizacja: 20.12.2010 06:09 Publikacja: 20.12.2010 01:38

Justyna Kowalczyk przegrała tylko z Marit Bjoergen

Foto: ROL

[b]Rz: Skończyła się pierwsza część sezonu: bije pani swoje rekordy zdobywanych punktów, ale to Marit Bjoergen wciąż wygrywa. To zima trudniejsza od poprzednich?[/b]

Justyna Kowalczyk: Przeciwnie. Punktów mogłabym mieć jeszcze więcej, gdyby nie dwie dyskwalifikacje. Jestem dużo mocniejsza, niż zakładałam. Jednocześnie scena biegów narciarskich wygląda dziś tak, że z przodu jest Bjoergen, potem trochę przerwy, Justyna Kowalczyk, znów przerwa, potem reszta świata. I ludzie pytają: dlaczego nie jesteś pierwsza? A ja mówię: mogłabym być ósma, jestem na drugim miejscu. Z którego bardzo przyjemnie atakować.

[b]Zaatakowała pani w sobotę. Bjoergen była lepsza tylko o sekundę: na 15 km stylem dowolnym, który jest raczej specjalnością Norweżki, a nie pani. [/b]

Są biegi, w których czuję się lepiej, w innych gorzej. Ale walczyć potrafię we wszystkich. Wyścig ułożył się znakomicie. Uciekłyśmy razem z Marit i Kristin Stoermer Steirą, dobrze współpracowałyśmy, one były wobec mnie bardzo fair.

[b]Dwa razy atakowała pani przed finiszem, ale Bjoergen odpowiadała jeszcze mocniej. Gdyby to pani miała w tej grupie kogoś do pomocy, tak jak Marit Steirę, udałoby się wygrać finisz?[/b]

Nie sądzę, żeby była jakaś różnica. Miałam wrażenie, że to raczej Marit pomaga Steirze, a nie odwrotnie. Steira się najbardziej kryła za nami, a na dwa podbiegi przed końcem zaatakowała, licząc, że mnie zgubi. Trochę się przeliczyła.

A co do mojej słabości w stylu dowolnym: przypominam, że w Oslo bronię mistrzostwa świata na 30 km łyżwą, swój pierwszy medal zdobyłam na 30 km łyżwą w Turynie, więc chyba nie jest tak źle. Lepiej się czuję w stylu klasycznym, ale to nie ma żadnego znaczenia dla rywalizacji.

[b]To był ostatni pojedynek z Bjoergen w tym roku. Ona teraz jedzie trenować do Oslo, pani w sylwestra zacznie Tour de Ski. W sobotnim wyścigu chodziło też o to, żeby pokazać Marit przed rozstaniem, że z jej przewagi zostaje coraz mniej?[/b]

Ja bym nie dorabiała ideologii ani do naszych relacji poza trasą, ani na niej. Nigdy nie było między nami ani antypatii, ani sympatii. Każda robi swoje, ma swoje myśli, swoje plany na ten sezon. Jestem teraz równie spokojna, jak byłam po Davos, choć tam na 10 km klasykiem przegrałam z nią pół minuty. Ale wiem dlaczego – raczej nie tylko z mojej winy.

[b]Miała pani wtedy problemy ze smarowaniem, w drugim biegu w Davos była dyskwalifikacja, potem nieudana walka o jej uchylenie. Start w La Clusaz potraktowała pani jako okazję do zatarcia złych wrażeń?[/b]

Znowu szukamy podkładki psychologicznej? Tak się jakoś w mojej karierze układa, że po kłopotach i wielkim stresie przychodzi dobry wynik, ale analizować tego nie umiem ani nie lubię. Starałam się jeszcze przed biegiem zapomnieć o dyskwalifikacjach, odwołaniach i tym kuble pomyj, które na mnie wylano, również w Polsce.

[b]Zapomnieć o dyskwalifikacji będzie trudno, bo postanowiliście się odwołać jeszcze raz, tym razem do sądu FIS, a sprawy przed nim ciągną się długo. [/b]

Myślę, że wszelkie pytania o to odwołanie lepiej kierować do PZN, bo to już się dzieje poza mną.

[b]Trudno znosić tak wielką rywalkę, jaką teraz jest Marit?[/b]

Słyszę, jak mówią: Kowalczyk jest sfrustrowana, że nie potrafi wygrać z Bjoergen. Nie jestem. Ani odrobinę. Przeciwnie, moja obecna sytuacja bardziej mi się podoba niż w poprzednim sezonie, gdy na igrzyska jechałam jako wielka faworytka, cały czas nią byłam, i to było strasznie ciężkie do uniesienia. A teraz czuję się lekko.

[b]Marit powiedziała, że już czuje się zmęczona. A przed panią jeszcze Tour de Ski...[/b]

Myślę, że na miejscu Marit też byłabym bardzo zmęczona. Bo jeśli ona teraz z kimś przegra, to będzie histeria. Wiem, jak to obciąża, i tego obciążenia jej nie zazdroszczę. A ja? Dał mi w kość ostatni tydzień, ale to minie. Z nie- cierpliwością czekam na Tour de Ski. Tylko nie wiem, kto oprócz mnie i Petry Majdić będzie startował. Słyszałam, że Włoszki chcą odpuścić. Nie wiem, czy Steira jest już na tyle zdrowa, że może biegać stylem klasycznym. Dowiem się dopiero z list startowych.

[b]Wraca pani teraz na tydzień do domu. Żeby odciąć się od świata czy zobowiązania nie pozwolą?[/b]

Nie ma szans. W przeciwieństwie do wszystkich moich rywalek nie mam trasy biegowej tam, gdzie mieszkam, więc będę musiała dojeżdżać. Zapewne na 2,5-kilometrową pętlę w Zakopanem, w obie strony 140 km z korkami.

[b]Trasy niedaleko domu pewnie jeszcze długo nie będzie, ale za to Puchar Świata w Polsce w przyszłym sezonie jest niemal pewny. Lutowe zawody w Szklarskiej Porębie mają być wyjątkowe: wspinaczka na Szrenicę, potem zjazd. Pani jest za? [/b]

To nie takie proste. Najpierw muszą być zawody testowe. Wiem, że jest spora opozycja wśród biegaczy, bo przestajemy mieć normalne konkurencje, wymyślają nam cuda-niewidy. Ale ja mogę pojechać z tej Szrenicy choćby tylko w dół, nawet slalomem, byle wreszcie mieć zawody w Polsce. Widzę, jak moje rywalki nastawiają się na starty u siebie, jak są przyjmowane. Zazdroszczę i chciałabym spróbować. Chociaż raz w życiu.

kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Inne sporty
Czy peleton zwolni? Kolarze czują się coraz bardziej zagrożeni
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń