Dorastał w świecie, w którym o marzenia było łatwo, ale o frustracje też. Gdyby nie wybrał sportu, może zostałby psychologiem, jak ojciec. Ale na narty był skazany. W Zębie, rodzinnej miejscowości, za domem była górka, na której zimą można było usypać skocznię. Kilka domów dalej mieszkał Stanisław Bobak, jeden z ledwie trzech Polaków, którzy przed Stochem wygrywali konkursy Pucharu Świata. Na tej górce zaczęła się miłość do skakania. Niedługo potem w Zębie powstał klub narciarski. To było w połowie lat 90. Kamil był w podstawówce i robiło się głośno o pewnym skoczku z Wisły, który właśnie wygrywał pierwsze konkursy PŚ.
[srodtytul]Mądry chłopak[/srodtytul]
Dalej poszło już szybko. Coraz większe skocznie, pierwsza próba na Wielkiej Krokwi, pierwsze sukcesy, szkoła w Zakopanem, w której w tym czasie uczyło się najbardziej utytułowane pokolenie polskich sportowców zimowych: starsza o trzy lata Justyna Kowalczyk, Luiza Złotkowska z rocznika wyżej, cała grupa skoczków.
Ci ostatni w liceum robili za gwiazdy. To był czas, gdy na fali małyszomanii sponsorzy podpisywali umowy nawet z dziećmi, oni pierwsi mieli samochody, pierwsi mogli o sobie przeczytać w gazetach, lubili się pokazać. Kamil nie był wśród nich ani najbardziej rozdokazywany, ani najcichszy. – Rozmijaliśmy się, bo jeździłam już wtedy ze zgrupowania na zgrupowanie, ale pamiętam go jako mądrego, poukładanego chłopaka, który wiedział, ile trzeba poświęcić, by odnieść sukces – wspomina Justyna Kowalczyk.
Wiedział, czego trzeba do sukcesu, słyszał od małego, że stać go na wielkie rzeczy, że ma świetną technikę, a jednak cały czas znajdowali się lepsi. Nawet w tej samej szkole. Stoch był w reprezentacji, która w 2004 r. w norweskim Strynie, pod opieką Heinza Kuttina, zdobyła pierwsze dla polskich skoków medale mistrzostw świata juniorów. Wywalczył wtedy srebro w konkursie drużynowym, ale był w cieniu Mateusza Rutkowskiego. To Rutkowski, beztroski talent, robiący wszystko, czego sportowiec robić nie powinien, zdobył indywidualnie złoto, pokonując Thomasa Morgensterna. A poukładany Stoch był 17.