Korespondencja z Oslo
Przyszła. Było jasne, że wcześniej czy później przyjdzie. Każdy Norweg to wie, że jak na Holmenkollen skaczą albo biegają - będzie mgła. W piątek zniknęły w niej obie skocznie, a na trasach biegów widać było nie dalej niż na kilkadziesiąt metrów. Łukasz Kruczek podczas kwalifikacji nawet nie próbował machać do swoich skoczków chorągiewką. Krzyczał, kiedy mają ruszać z belki. A jakby go nie usłyszeli, to w kieszeni miał jeszcze gwizdek. Jak w tych warunkach skoki oceniali sędziowie, pozostaje ich tajemnicą.
W mgle można skakać, biegać tym bardziej, ale razem z nią przyszedł ni to deszcz, ni śnieg, i mocny wiatr. A taka zmiana pogody psuje plany wszystkim. Skazuje na niepewność serwismenów smarujących narty biegaczkom, a skoczków na gdybanie, czy znów najważniejsze nie będzie szczęście, a nie umiejętności. Bo jeśli indywidualny konkurs w sobotę i drużynowy w niedzielę (oba o 15, transmisje w TVP1 i Eurosporcie) będą sprawiedliwe, w obu jest szansa na polski medal. Podczas treningów mocniejszy od Adama Małysza był tylko Thomas Morgenstern. On i Simon Ammann zrezygnowali z kwalifikacji, Adam skoczył w nich najdalej z grupy tych, którzy awans do konkursu mieli zapewniony. Gregor Schlierenzauer w serii próbnej wyrównał rekord skoczni, 108,5 m, ale w kwalifikacjach był już gorszy od Polaka.
Nigdzie Małysz nie wygrywał częściej niż w Oslo. Nigdzie poza Polską nie jest tak doceniany jak tutaj. Po kwalifikacjach długo nie mógł odjechać ze skoczni, każda telewizja chciała mieć z nim wywiad. Wszyscy widzą, że znów jest bardzo mocny, domyślają się też, że to jego ostatnie MŚ. Decyzję w sprawie dalszej kariery ma ogłosić w przyszłą sobotę po ostatnim konkursie w Oslo. Jeśli to ma być jego pożegnanie, to będzie bardzo długie: od Oslo przez finał sezonu w Planicy, 20 marca, aż po zawody dla przyjaciół ze skoczni, które 26 marca ma zorganizować ze swoim sponsorem w Zakopanem.
Żaden skoczek nie zdobył tylu indywidualnych tytułów mistrza świata co Adam. Trzy razy wygrywał na mniejszej skoczni, raz na dużej, z której ma też jeden srebrny medal, z 2001 roku. Może na Holmenkollen uda mu się wreszcie zdobyć również medal w drużynówce. Cztery lata temu w Sapporo podium uciekło, bo z nerwami przegrał Robert Mateja, przyjaciel Adama, dziś asystent Hannu Lepistoe. Szansa na podium drużyny jest w Oslo większa niż kiedykolwiek. Kamil Stoch nie zepsuł tutaj żadnego skoku, podczas treningów był blisko czołówki, w piątek zrobił sobie wolne. Piotr Żyła zajął wśród tych którzy musieli się zakwalifikować do konkursu czwarte miejsce, Tomasz Byrt był 24. Złoto w obu konkursach drużynowych właściwie już można przyznać Austriakom, ale srebro jest do wzięcia, jeśli Polacy będą skakać tak jak kilka tygodni temu w Willingen, gdzie zajęli drugie miejsce.