Kowalczyk, Małysz i skoczkowie walczą w weekend o medale

To może być weekend polskich sukcesów: Justyna Kowalczyk broni w sobotę złota w biegu łączonym, Adam Małysz skacze po medal sam, a dzień później z drużyną

Publikacja: 25.02.2011 18:49

Adam Małysz w Zakopanem

Adam Małysz w Zakopanem

Foto: AFP

Korespondencja z Oslo

Przyszła. Było jasne, że wcześniej czy później przyjdzie. Każdy Norweg to wie, że jak na Holmenkollen skaczą albo biegają - będzie mgła. W piątek zniknęły w niej obie skocznie, a na trasach biegów widać było nie dalej niż na kilkadziesiąt metrów. Łukasz Kruczek podczas kwalifikacji nawet nie próbował machać do swoich skoczków chorągiewką. Krzyczał, kiedy mają ruszać z belki. A jakby go nie usłyszeli, to w kieszeni miał jeszcze gwizdek. Jak w tych warunkach skoki oceniali sędziowie, pozostaje ich tajemnicą.

W mgle można skakać, biegać tym bardziej, ale razem z nią przyszedł ni to deszcz, ni śnieg, i mocny wiatr. A taka zmiana pogody psuje plany wszystkim. Skazuje na niepewność serwismenów smarujących narty biegaczkom, a skoczków na gdybanie, czy znów najważniejsze nie będzie szczęście, a nie umiejętności. Bo jeśli indywidualny konkurs w sobotę i drużynowy w niedzielę (oba o 15, transmisje w TVP1 i Eurosporcie) będą sprawiedliwe, w obu jest szansa na polski medal. Podczas treningów mocniejszy od Adama Małysza był tylko Thomas Morgenstern. On i Simon Ammann zrezygnowali z kwalifikacji, Adam skoczył w nich najdalej z grupy tych, którzy awans do konkursu mieli zapewniony. Gregor Schlierenzauer w serii próbnej wyrównał rekord skoczni, 108,5 m, ale w kwalifikacjach był już gorszy od Polaka.

Nigdzie Małysz nie wygrywał częściej niż w Oslo. Nigdzie poza Polską nie jest tak doceniany jak tutaj. Po kwalifikacjach długo nie mógł odjechać ze skoczni, każda telewizja chciała mieć z nim wywiad. Wszyscy widzą, że znów jest bardzo mocny, domyślają się też, że to jego ostatnie MŚ. Decyzję w sprawie dalszej kariery ma ogłosić w przyszłą sobotę po ostatnim konkursie w Oslo. Jeśli to ma być jego pożegnanie, to będzie bardzo długie: od Oslo przez finał sezonu w Planicy, 20 marca, aż po zawody dla przyjaciół ze skoczni, które 26 marca ma zorganizować ze swoim sponsorem w Zakopanem.

Żaden skoczek nie zdobył tylu indywidualnych tytułów mistrza świata co Adam. Trzy razy wygrywał na mniejszej skoczni, raz na dużej, z której ma też jeden srebrny medal, z 2001 roku. Może na Holmenkollen uda mu się wreszcie zdobyć również medal w drużynówce. Cztery lata temu w Sapporo podium uciekło, bo z nerwami przegrał Robert Mateja, przyjaciel Adama, dziś asystent Hannu Lepistoe. Szansa na podium drużyny jest w Oslo większa niż kiedykolwiek. Kamil Stoch nie zepsuł tutaj żadnego skoku, podczas treningów był blisko czołówki, w piątek zrobił sobie wolne. Piotr Żyła zajął wśród tych którzy musieli się zakwalifikować do konkursu czwarte miejsce, Tomasz Byrt był 24. Złoto w obu konkursach drużynowych właściwie już można przyznać Austriakom, ale srebro jest do wzięcia, jeśli Polacy będą skakać tak jak kilka tygodni temu w Willingen, gdzie zajęli drugie miejsce.

Pierwsza do walki o medal ruszy jednak Justyna Kowalczyk. W sobotę o 11.30 (TVP2 i Eurosport) zaczyna się bieg łączony: ze startu wspólnego na 7,5 km stylem klasycznym, potem jest zmiana nart, kijków i 7,5 km dowolnym. Justyna broni złotego medalu z Liberca, w tej konkurencji zdobyła też brąz na igrzyskach, finiszując o długość buta przed Kristin Stoermer Steirą. W Libercu właśnie ze Steirą walczyła o zwycięstwo, uciekła jej wtedy kilkaset metrów od mety.

Wiele się od tego czasu w biegach zmieniło, ale znów o złoto trzeba się ścigać z Norweżką. O Steirze wiadomo, że finisze jej się nie udają, Marit Bjoergen słabych punktów nie ma. Zanosi się na polsko-norweską walkę do ostatnich metrów. Trasa, zwłaszcza do stylu klasycznego, jest bardzo trudna. - Najtrudniejsza jaką widziałam w imprezie tej rangi. Jedna wielka góra ciągnie się przez prawie trzy kilometry. Nie ma za to trudnych zjazdów, więc z mojego punktu widzenia wszystko jest w porządku. Na takiej trasie mogą być niespodzianki – mówi Justyna.

Cała zabawa w biegu łączonym polega na tym, że w pierwszej części specjalistki od stylu dowolnego starają się jak najbardziej oszczędzać, a biegaczki lepsze w stylu klasycznym robią wszystko, żeby je zagonić do ciężkiej pracy. Kowalczyk i Bjoergen jako najbardziej wszechstronne, mocne na podbiegach, mają w sobotę największe szanse, ale zawsze może się znaleźć ktoś kto wyskoczy jak Szwedka Anna Haag, która rozdzieliła je na podium w Vancouver.

Bjoergen ściga się w tych mistrzostwach z historią, a Justyna z Bjoergen. Norwegowie wierzą, że w sobotę znów jak po sprincie będzie złota feta przed trzydziestotysięcznym tłumem w centrum Oslo, gratulacje od króla i premiera. Justyna od wszelkich deklaracji ucieka. Pilnuje swojego świętego spokoju, teraz już nawet pytania o astmę najczęściej dostaje nie ona, a Petra Majdić, bo najostrzej zareagowała na niedawne ujawnienie przez Bjoergen nazwy leku, na który ma pozwolenie. Justyna wychylać się nie ma zamiaru, pytania o Bjoergen zbywa jak najkrócej. - Będę nie bronić, a próbować bronić złota – poprawia. Ale w oczach już tej skromności nie widać.

 

Nie chodzę spać ze skokami

Adam Małysz, czterokrotny mistrz świata o konkursach na średniej skoczni

„Rz": Wszyscy powtarzają, że w sobotę będzie pan walczył o zwycięstwo. Dobrze się pan czuje w roli faworyta?

Adam Małysz: Przyjemnie. Już parę razy nim byłem, chyba sobie z tym radzę. Faworytów jest kilku:  Morgenstern, Schlierenzauer, ja. Cieszy mnie, że lat przybywa, a ciągle jestem w tej grupie. Najmocniejszy jest Thomas, który jeśli stawał tutaj na rozbiegu, to leciał najdalej. Ale w sobotę będzie nowy dzień. Trzeba się wyspać, skoncentrować – i do pracy.

Wieczór przed takimi konkursami wygląda jakoś szczególnie?

Staram się nie myśleć wtedy o skokach. Jeszcze tylko tego brakowało, żebym się z nimi kładł spać albo żeby mi się, nie daj Boże, przyśniły.

Jest szansa na sprawiedliwe zawody w sobotę i w niedzielnej drużynówce?

Kwalifikacje były trudne. Na buli robił się przeciąg. Na dole już nie było tak źle, ale po wyjściu z progu najpierw dostawało się uderzenie, a potem brakowało tego ciągu. Liczę, że podczas konkursów będzie lepiej. Bo na średniej skoczni wszyscy lądujemy niemal w jednym miejscu, punkty za wiatr i od sędziów będą miały ogromne znaczenie. Ale jednocześnie warunki się podczas treningów zmieniały, a moje skoki były podobne. To dobra wróżba, ustabilizowałem formę. Obiecać mogę jedno – sił do walki nie zabraknie.

System przeliczania wiatru na punkty działa na średniej skoczni lepiej niż na dużej?

Za metr dostajemy po 2 pkt, za każdy metr na sekundę wiatru – 7 pkt, więc ta rekompensata jest chyba nie najgorsza.

Simon Ammann podobno przygotował nowy wynalazek, przesunął środek ciężkości nart jeszcze dalej do przodu, żeby wychodzić z progu bardziej płasko. Już o tym dyskutujecie, jak w Vancouver o wiązaniach?

Nie wiem, czy to mu może coś dać na średniej skoczni, tu lepiej się wybić, niż wylecieć płasko. Na mnie to nie robi wrażenia. Przede wszystkim trzeba dobrze skakać. Ale cieszę się, że zaraził tym media. Na igrzyska wymyślił wiązania i tym załatwił Austriaków. Więc niech i teraz kosi konkurencję.

—wysłuchał piw

 

 

Nasz plan jest taki: zaatakować i zmęczyć

Aleksander Wierietielny, trener Justyny Kowalczyk

„Rz": To będzie dla Justyny pierwszy w karierze bieg, w którym broni złotego medalu. Intuicja coś panu podpowiada?

Aleksander Wierietielny: Chciałbym, by podpowiadała, ale to będą nieprzewidywalne zawody. Dużo będzie zależało od pogody i przygotowania sprzętu. Od czwartkowego sprintu temperatura zmieniła się z minus kilkunastu stopni do prawie zera, a w sobotę może jeszcze padać deszcz albo śnieg. Trudno w takich warunkach uciekać, a Justyna musi zaatakować na pierwszej części, rozgrywanej stylem klasycznym. Tutaj ma zmęczyć dobre łyżwiarki jak Arianna Follis czy Charlotte Kalla.

To prawda, że trasa do stylu klasycznego jest bardzo trudna?

Raz się po niej przeszedłem i więcej nie chcę. Ale dla Justyny to świetna wiadomość.

Piąte miejsce w sprincie dało wam więcej spokoju przed najważniejszymi startami?

Spokoju nigdy nie będzie. Kiepsko teraz śpimy. Justyna mi mówiła, że ostatnio już od północy biegała, taktykę sobie ustalała. Teraz po treningu też jęczała w naszej kabinie, że nie wie, jaką wybrać. Ale my jej z serwismenem Pepem Koidu powiedzieliśmy, co ma zrobić, i się uspokoiła. A sprint dobrze na nią wpłynął, ona nie lubi startować tak na świeżo, całkiem wypoczęta. To jest pracuś, musi przed startem poczuć, że się zmęczyła.

Niepokoi się pan o smarowanie przy zmiennej pogodzie?

Tak, bo trasa jest zróżnicowana, warunki na dole i na górze mogą być inne. Nasi serwismeni się zastanawiają, gdzie stanąć na trasie, by zebrać najlepsze informacje. Mamy ich dwóch, Norwegowie, Szwedzi czy Niemcy po dziesięciu i oni będą mieli raport z każdego kilometra. Ale nasi specjaliści są tak dobrzy, że sobie poradzą.

Tylko Justyna może zatrzymać Marit Bjoergen?

Nie, jest tu kilka dobrze przygotowanych dziewczyn. Kalla, Follis, Marianna Longa. Aino Kaisa Saarinen ma świetną formę. Początek sezonu straciła przez kontuzję i dobrze jej to zrobiło. Jest takie powiedzenie w naszym światku: najbardziej bój się tych, które chorowały.

—wysłuchał piw

kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Inne sporty
Czy peleton zwolni? Kolarze czują się coraz bardziej zagrożeni
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń