– On zawsze podkreślał swoją skromność, swoją zwyczajność. I chyba to zaważyło, że stał się takim symbolem wspólnoty. Powtarzał, że sława mu przeszkadza, ale to ona dodawała mu sił. Kochały go dzieci, ich mamy i babcie, Drobny, niewysoki, szary, zwykły człowiek. Taki z ulicy, który osiągnął tak wiele przez swój talent, umiejętności i na tle polskiej rzeczywistości, polskiego narzekania i polskiej niewiary stał się symbolem człowieka sukcesu – tak mówił o Małyszu prof. Krzemiński.
Oswojona sława
Małysz z każdym rokiem nie tylko lepiej skakał, również lepiej mówił. Kiedy zdobył dwa złote medale mistrzostw świata w Predazzo (2003), na ostatniej konferencji w Cavalese błysnął góralskim dowcipem. Podczas igrzysk w Vancouver (2010) opowiadał po niemiecku nie tylko o swoich wspaniałych srebrnych skokach.
Kiedy kończył się kolejny sezon i pytano go, gdzie zabierze rodzinę na urlop, odpowiadał: – Przecież ja całe życie podróżuję. Z zawodów na zawody, jak nie samochodem, to przesiadam się z samolotu w samolot, by zdążyć z jednej skoczni na drugą. Chyba nic w tym dziwnego, że zamiast podróżować, wolę posiedzieć w domu.
A tak mówił o sławie, od której kiedyś uciekał: – Nauczyłem się z nią żyć, w jakimś sensie ją oswoiłem. Widać wiek robi swoje i chyba ta cała małyszomania trochę ucichła. Teraz już tak tego nie odczuwam, choć wciąż się dziwię, co ja takiego mam w sobie, że mnie poznają. Ja, gdy widzę kogoś znanego z telewizji, to się zastanawiam, czy to na pewno on. A ci, którzy na mój widok od razu krzyczą: „Małysz!", nie mają żadnych wątpliwości.
O upadkach na skoczni i ryzyku poza nią: – Najgorszy upadek miałem przed laty na Wielkiej Krokwi, gdzie za bardzo wyleciałem w powietrze, a po lądowaniu wykręciłem nogę, bo szpic narty wbił mi się w śnieg. Koziołkowałem na sam dół. Było nawet trochę śmiesznie, bo szedł z naprzeciwka Marek Siderek (szef wyszkolenia PZN) z kolegą, patrzy na skocznię i mówi: – Chłopcy jeszcze nie skaczą, bo chorągiewka jest wbita na buli. A to była moja narta. Miałem wtedy dużo szczęścia, tylko skręciłem nogę. Potem nie dbaliśmy z trenerem, aby popracować nad tą skręconą nogą, i od tego czasu właśnie lewa narta czasem mi opada – mówił „Rz".
Krew szybciej krąży
Później miał jeszcze bardzo niebezpieczny upadek w USA na olimpijskiej skoczni w Salt Lake City i w tym roku w Zakopanem w ostatnim, trzecim, konkursie, który wygrał Kamil Stoch. Małysz przewrócił się już po wylądowaniu, ale na szczęście nic poważnego się nie stało, choć przez kilka dni był wyłączony z treningów.