Tak to pewnie będzie wyglądało do końca sezonu. Raz jednej, raz drugiej uda się czymś zaskoczyć rywalkę, zdobyć niewielką przewagę. O kolejności na koniec sezonu mogą rozstrzygnąć lotne premie. Tak było w Rybińsku, Justyna Kowalczyk odjechała stamtąd wczoraj wieczorem jako liderka PŚ dzięki temu, że nie odpuściła żadnej z trzech bitew o bonusy. Dwie wygrała, w każdej była lepsza od Bjoergen. I z dwoma punktami przewagi pożegnała tę część sezonu, której najbardziej się bała.
Już ani razu do końca Pucharu Świata nie będzie takiej dawki stylu łyżwowego jak w ostatnich trzech zawodach. Oprócz sprintu dowolnym w Szklarskiej Porębie został już tylko łyżwowy finał sezonu w Falun. Ale on będzie rozgrywany na nieporównanie trudniejszych trasach niż te w Rybińsku.
– Chciałoby się być maszyną, ale nic z tego – mówiła Justyna „Rz" po sobotnim biegu na 10 km. Ten wyścig zasiał niepokój, bo Marit Bjoergen go wygrała, a Kowalczyk pierwszy raz od kilku tygodni nie stanęła na podium. Zajęła siódme miejsce. Norweżkom udała się wreszcie zespołowa jazda: gdy po wygranej lotnej premii Kowalczyk potrzebowała chwili spokojnej jazdy, Therese Johaug dała sygnał do ataku, tempo podkręciły jeszcze Bjoergen i Marthe Kristoffersen, ruszyła Szwedka Charlotte Kalla. A Kowalczyk została z tyłu. Zapłaciła za starty w środku tygodnia, za szarżę po bonusowe punkty, ale nie wiadomo, o ile więcej ugrałaby bez tego zrywu. To po prostu nie jest jej konkurencja, na 10 km stylem łyżwowym stawała na podium w Pucharze Świata ledwie trzy razy, i to na wymagających trasach w Canmore i Lahti. – Patrząc na warunki w Rybińsku, to i tak mój najlepszy taki bieg w karierze – mówi Justyna.
A dla Bjoergen wszystko ułożyło się znakomicie. Najpierw trzymała się za plecami dyktującej tempo Polki, potem atakującej Johaug i wreszcie Kalli, z którą uciekały do mety. Niedługo przed finiszem Marit wyskoczyła do przodu i była już nieuchwytna. Przejęła żółtą koszulkę, doczekała się 50. zwycięstwa w karierze. Szampany na tę okazję Norwegowie mrozili już przed Bożym Narodzeniem.
Wczoraj w biegu łączonym Norweżki też próbowały ataku tuż po pierwszej lotnej premii, ale co się udało w stylu dowolnym, to w klasycznym obróciło się przeciw Bjoergen. Tym razem po ataku Johaug nie Justyna, ale Marit została z tyłu i nie było za nią rywalek, które mogłyby pomóc w pościgu. Jej strata wciąż rosła i gdy Johaug ruszyła po pierwsze pucharowe zwycięstwo w tym sezonie, Kowalczyk nie goniła jej za wszelką cenę. – Jestem zadowolona z drugiego miejsca. Czułam się dobrze, ale Therese była po prostu mocniejsza – mówiła Justyna.